Zwycięski pochód Idy Pawła Pawlikowskiego trwa. Czarno-biała surowa opowieść o skomplikowanej historii stosunków polsko-żydowskich oraz o bolesnej polskiej historii powojennej zdobywa kolejne laury. W tym momencie (połowa grudnia 2014 roku) Ida wydaje się być murowanym pewniakiem do Oscarowej nominacji w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego w 2015 roku. Czy po raz pierwszy w historii naszej kinematografii polska produkcja zdobędzie tę najbardziej znaną nagrodę filmową? Przekonamy się w ciągu kilku następnych miesięcy. Tymczasem warto by było przyjrzeć się dokładniej Idzie i zastanowić na czym polega jej wielkość?

Słowem, które jako pierwsze przychodzi nam na myśl po obejrzeniu filmu Pawła Pawlikowskiego jest ASCEZA. Kameralna opowieść rozgrywająca się na polskiej prowincji lat 60. ubiegłego stulecia w niebanalny sposób przedstawia problem braku tożsamości, rozdarcia i uwikłania w politykę opresyjnego państwa.

Z pewnością ascetyczne są obie główne bohaterki – tytułowa Ida-Anna (Agata Trzebuchowska) oraz jej ciotka Wanda Gruz (Agata Kulesza). Każda z nich, na swój sposób, prowadzi wstrzemięźliwe życie – Ida z racji swej zakonnej drogi ogranicza przyjemności doczesne – jej dni wypełniają modlitwa i poświęcenie Bogu, odrzuca również jakąkolwiek bliskość cielesną. Wanda natomiast rezygnuje z duchowej sfery egzystencji – zarówno w rozumieniu religijnym (zdeklarowana ateistka), jak i ludzkim (w latach stalinizmu, piastując stanowisko prokuratora wojskowego wydawała wyroki śmierci na tzw. wrogów ludu, czyli żołnierzy podziemia antykomunistycznego). Obie kobiety są swoimi przeciwieństwami, a ich spotkanie doprowadzi u każdej do przewartościowania dotychczasowych wyborów. Punktem wspólnym okażą się duchy przeszłości – połączą je, skrzętnie skrywane przez bohaterki, mroczne tajemnice. Jaki będzie finał przemian u Wandy i Idy? Myślę, że warto przekonać się o tym osobiście.

Forma filmowa Idy to trzeci ascetyczny aspekt określający całą prezentowaną opowieść. Surowe czarno-białe kadry filmu, niespieszna narracja, krótkie, urywane dialogi i brak muzyki ilustracyjnej (poza ostatnią sceną produkcji) sprawiają, że można odnieść wrażenie autentycznego cofnięcia się w czasie o około pięćdziesiąt lat. Twórcy filmu wykonali ogromną pracę, znajdując odpowiednie przestrzenie, po których poruszają się Wanda i Ida. Odrapane budynki, nierówne i podziurawione ulice, a także deszczowa aura doskonale oddają stan ducha pokaleczonych przez życie bohaterek oraz kreują pesymistyczną wizję Polski Ludowej – państwa, które nie liczy się ze swoimi obywatelami. Paweł Pawlikowski w mistrzowski sposób operuje obrazem – kompozycja każdego kadru jest głęboko przemyślana. Aby w wizualny sposób oddać klimat lat sześćdziesiątych XX wieku reżyser zastosował w Idzie interesujące rozwiązanie obrazowe – poszczególne kadry zrealizowane są w konwencji fotograficznej tamtych lat. To tłumaczy wybór czarno-białych zdjęć – z każdym kolejnym ujęciem obserwujemy ożywiony świat Polski z okresu początków rządów Władysława Gomułki. Można stwierdzić, że Pawlikowski wprawił w ruch pięćdziesięcioletnie fotografie, które dziś możemy oglądać w albumach ukazujących ówczesną rzeczywistość.

Ida to także doskonałe aktorstwo – Agaty: Kulesza i Trzebuchowska stworzyły zapadające w pamięć kreacje. Obie odtwórczynie w bardzo oszczędny sposób pokazują emocje na ekranie, doskonale panują nad mimiką na rzecz odpowiednio dobranych gestów i umiejętnego opanowania ruchu swych postaci.

Ida to film zbudowany na kontraście – jego wielkość opiera się na małych z pozoru środkach wyrazu, które razem tworzą budzącą podziw całość. Reżyser poprzez przedstawienie kameralnej opowieści otarł się o wielką HISTORIĘ, a surowa stylistyka obrazu dodała aury tajemnicy i niesamowitości.