Festiwal Filmowy w Gdyni to najważniejsza impreza filmowa w Polsce, dzięki której można przekonać się o kondycji współczesnej rodzimej kinematografii. Na odbywającym się od czterdziestu lat festiwalu twórcy rywalizują o statuetkę Złotych Lwów dla najlepszej produkcji oraz o szereg innych regulaminowych nagród, obejmujących m.in. wyróżnienia dla aktorów, reżysera, scenarzysty, montażysty, debiutantów itp. W ciągu tak długiego funkcjonowania imprezy wielokrotnie zmieniała się jej formuła – aktualna wykrystalizowała się w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
W tym roku do zmagań konkursu głównego zakwalifikowało się trzynaście produkcji (rocznie w Polsce powstaje około 25-35 filmów fabularnych), bardzo różnorodnych tematycznie jak i realizacyjnie. Wielkim zwycięzcą festiwalu został film Bogowie w reżyserii Łukasza Palkowskiego – biograficzna opowieść o Zbigniewie Relidze – kardiochirurgu, który jako pierwszy w Polsce przeprowadził udaną operację przeszczepu serca. Poza główną, najbardziej prestiżową nagrodą, uhonorowano również scenariusz filmu, jego scenografię i charakteryzację oraz Tomasza Kota, który brawurowo wcielił się w postać charyzmatycznego lekarza. Werdykt jury nie jest w tym roku kontrowersyjny, choć niektórych może pewnie dziwić, że komisja nie przyznała żadnej z istotniejszych nagród rocznicowemu filmowi Jana Komasy Miasto 44, opowiadającemu w bardzo spektakularny sposób o tragicznych wydarzeniach powstania warszawskiego.
Po każdej edycji festiwalu w Gdyni w mediach pojawiają się opinie na temat kondycji polskiej kinematografii. Myślę, że po tegorocznym festiwalu można wystawić czwórkę (stosując szkolną skalę ocen 1-6) naszym filmowcom i producentom. Na pewno filmy były interesujące i stanowią dobry pretekst do zastanowienia się nad różnymi aspektami otaczającej nas rzeczywistości – od tego w jaki sposób patrzymy na przeszłość (Obywatel, Fotograf, Bogowie, Miasto 44, Jack Strong), przez diagnozę społecznych problemów (Pod Mocnym Aniołem, Fotograf, Hardkor disko, Jeziorak, Sąsiady), aż po refleksję wybitnie artystyczną (szczególnie Onirica – Psie Pole, ale także Sąsiady).
Nasze kino mówi dziś wiele gorzkich rzeczy i w wielu przypadkach obraz kreowanego przez nie świata jest pesymistyczny. Wojciech Smarzowski w Pod Mocnym Aniołem pokazuje upadek człowieka spowodowany nałogiem alkoholowym. Wizja autora m.in. Domu złego mocno przeczy stwierdzeniu „Człowiek – to brzmi dumnie”. Obietnica Anny Kazejak – jedyny film konkursowy, którego bohaterami są nastolatkowie, utrwala negatywny stereotyp „złej młodzieży”, funkcjonujący ostatnio dość mocno w polskiej kinematografii (m.in. w filmach Galerianki, Świnki, Sala samobójców, Bejbi blues). Magdalena Piekorz przedstawia w Zbliżeniach trudności w komunikacji pomiędzy najbliższymi sobie osobami (relacja matki z córką), a ostateczna refleksja pozbawiona jest nadziei. W stylizowanym na mroczny thriller Fotografie – Waldemar Krzystek rysuje niemal katastroficzną wizję współczesnego świata, pokazując zmagania polskiej i rosyjskiej policji z nieuchwytnym przestępcą. Jan Komasa natomiast używa całego arsenału (dosłownie i w przenośni) nowoczesnych środków filmowych, by przekonać widzów, że powstanie warszawskie było przede wszystkim wielką tragedią ludzi i tytułowego miasta w 1944 roku. Tym samym reżyser stara się przełamać funkcjonujący w kulturze popularnej stereotyp, jakoby niepodległościowy zryw Warszawy był wydarzeniem wyłącznie heroicznym, pięknym i chwalebnym. Poza wymienionymi tytułami także Jeziorak, Obywatel, Hardkor disko (o którym pisałem w poprzednim odcinku), Onirica – Psie Pole i Sąsiady nie napawają optymizmem.
Tak duża dawka pesymizmu może zastanawiać. Uważam jednak, że świadczy to o wielkości polskich reżyserów, którzy swoimi filmami starają się zwrócić naszą uwagę na otaczające nas problemy. Twórcy zapraszają nas do dyskusji i skłaniają do refleksji – a właśnie to jest głównym zadaniem szeroko rozumianej kultury. Polskie kino zdaje się mówić: „Działajmy, by jutro było lepiej, a przynajmniej nie gorzej”. Zatem – do dzieła!