Wołyńska Polska, wołyńskie „Polin” – temat tego filmu parzy…

Subiektywne refleksje po projekcji dzieła Wojciecha Smarzowskiego.

Pochodzące z języka jidysz słowo „Polin” posiada dwa znaczenia – „Polska” oraz „tutaj spocznij”. Tradycja przekazuje, że mianem „Polin” Żydzi określili Polskę w drugiej połowie XV wieku, kiedy zezwolono im na osiedlenie się w kraju nad Wisłą po prześladowaniach w Europie Zachodniej. Po obejrzeniu wstrząsającego filmu Wołyń Wojciecha Smarzowskiego zacząłem doszukiwać się pewnych analogii związanych ze słowem „Polin”, które w warstwie metaforycznej doskonale oddaje skomplikowane relacje Polaków, Żydów, Ukraińców, Niemców i Rosjan w latach II wojny światowej.

O realizacji Wołynia zrobiło się głośno na początku 2015 roku, w trakcie trwania jednego z etapów zdjęć do filmu. Następnie w lutym tego roku w Internecie został opublikowany apel, w którym reżyser zwracał się do widzów o wsparcie realizowanego projektu. Wołyń okazał się na tyle kosztowny, że pieniądze skończyły się w początkowej fazie postprodukcji. Na forach internetowych zawrzało, przeczytać było można wpisy, w których ubolewano, że twórca formatu Smarzowskiego musi organizować publiczną zbiórkę, by dokończyć film. Ostatecznie Wołyń powstał i w pierwszy weekend października odbędzie się polska premiera epickiej opowieści o ludobójstwie na Kresach Wschodnich.

W trakcie pracy nad filmem Smarzowski w jednej ze swoich wypowiedzi stwierdził, że temat, którego się podjął, z wielu względów „parzy”. Gotowy Wołyń wydaje się być w takim razie rozpalonym do czerwoności piecem hutniczym. Skala i intensywność zbrodni wołyńskiej wprowadza w osłupienie, przeraża i boli długo po obejrzeniu najnowszego dzieła Smarzowskiego.

Od ponad dekady polskie kino historyczne przeżywa swoisty renesans po regresie lat osiemdziesiątych i (szczególnie!) dziewięćdziesiątych. Co roku filmy o szeroko rozumianej przeszłości stanowią około czterdziestu procent produkcji pokazywanych w ramach Konkursu Głównego Festiwalu Filmowego w Gdyni. Kino historyczne stanowi dziś znów ważny głos w dyskusji o dziejach Polski i jest jednym z tych istotnych mediów, które współkreuje świadomość historyczną Polaków. W tym kontekście Wołyń określić można mianem jednego z kamieni milowych współczesnej wizualnej historiografii jako filmu zawierającego szerokie odniesienia do bolesnej przeszłości, o której należy pamiętać i próbować choć w pewnym stopniu ją zrozumieć.

Opowieść Smarzowskiego (który oparł swój scenariusz na opowiadaniach ze zbioru Nienawiść Stanisława Srokowskiego) rozgrywa się w kilku wołyńskich wsiach w latach 1939-1943. Na tle polsko-ukraińskiego konfliktu narodowościowego obserwujemy główną bohaterkę Zosię (debiutująca Michalina Łabacz), która z dnia na dzień wkracza w dorosłość u boku znacznie starszego mężczyzny Macieja Skiby (Arkadiusz Jakubik). Dziewczyna zmuszona przez rodziców do małżeństwa nie może związać się z kochającym ją z wzajemnością ukraińskim rówieśnikiem. Osobisty dramat bohaterki zostaje zestawiony z sąsiedzkim dramatem Polaków i Ukraińców zamieszkujących Kresowy Wołyń. Koniec beztroskiego świata Zosi i utrata wielkiej młodzieńczej miłości okażą się wstępem do mającej wkrótce nadejść wołyńskiej Apokalipsy. Postać Zosi ma wymiar symboliczny – w nieludzkich czasach bohaterka staje się łącznikiem dwóch przeciwległych, skonfliktowanych światów. Gdy rozpoczyna się rzeź wołyńska, jako znająca zwyczaje mieszkanka etnicznego pogranicza jest w stanie poruszać się zarówno wśród Polaków jak i Ukraińców. W trakcie ucieczki przed banderowcami od niechybnej śmierci ratuje ją umiejętność modlitwy w prawosławnym obrządku. Jej chęć przeżycia za wszelką cenę podyktowana jest bezgraniczną miłością do dziecka, owocu upojnej jedynej nocy spędzonej z ukochanym na krótko przed niechcianym ślubem z Maciejem. Oczami uciekającej przed śmiercią Zosi oglądamy kolejne brutalne etapy wołyńskiego ludobójstwa. Siekiery, kosy, sierpy, widły, cepy, piły i inne gospodarskie narzędzia stają się morderczą bronią w rękach Ukraińców, uwiedzionych mglistą wizją rychłego powstania niezależnego państwa.

Twórczość Wojciecha Smarzowskiego jest powtarzalna, autotematyczna. W swych filmach reżyser konsekwentnie wraca do stałych wątków, postaci, zdarzeń, rekwizytów i tak samo zrealizowanych ekranowych ujęć. Siekiera jest jednym z przedmiotów, który cyklicznie pojawia się w filmach Smarzowskiego (warto dodać, że prywatnie twórca jest kolekcjonerem siekier), niemalże zawsze w kontekście zbrodni. W Wołyniu, po którym na długo przed premierą można było się spodziewać „baletu siekier”, symboliczny przedmiot funkcjonuje na dwóch płaszczyznach. W początkowych partiach filmu obserwujemy scenę, w której starsza siostra Zosi zostaje pozbawiona panieńskiego warkocza właśnie przy pomocy siekiery. Młoda kobieta składa głowę blisko drzwi wejściowych rodzinnego domu, a rytualne odcięcie włosów sprawia, że kończy się jej dotychczasowe życie. Symboliczne ścięcie panieństwa jest w tym przypadku jedynie elementem weselnych obrzędów (zaczerpnięte zresztą z kultury Łemków, a nie Ukraińców) wołyńskiej społeczności. W późniejszych scenach rzezi powraca motyw siekiery – tym razem już jako narzędzia mordu, które wykorzystują przeciwko sobie zarówno Polacy jak i Ukraińcy. W jednej z końcowych sekwencji filmu, stanowiącej kompozycyjną klamrę Wołynia, siostra Zosi ginie pod ostrzem siekiery. Złowroga pętla zatoczyła koło.

Smarzowski pokazał w swym filmie nieistniejący już fragment świata, który został zniszczony przez Wielką Historię, totalitaryzmy i zwykłą ludzką nienawiść umiejętnie podsycaną przez wszystkich uczestników krwawych wydarzeń. Obraz twórcy trzymającego w napięciu Domu złego i szokującej seksualną przemocą Róży jest dziś jednym z najlepszych przykładów nowocześnie zrealizowanego filmu o przeszłości. Scenografia i kostiumy, aktorstwo, inscenizacyjny rozmach, prawdopodobieństwo wykreowanych postaci czy wreszcie językowa stylizacja składają się z pewnością na wielkość Wołynia. Każdy z wymienionych elementów stanowi jednak tylko (istotną) część filmowej układanki firmowanej nazwiskiem Smarzowskiego. Prawdziwym mistrzostwem i jednocześnie zwycięstwem reżysera pozostaje rzadka umiejętność pokazania na ekranie skrajnych ludzkich emocji w sposób pozbawiony nadmiernego patosu. Smarzowski osiąga swój cel poprzez odpowiedni balans pomiędzy dialogami (do bólu oszczędne!), rysem psychologiczno-charakterologicznym postaci, doborem prezentowanych bezpośrednio na ekranie zdarzeń oraz właściwym sobie prowadzeniem aktorów na planie. Wszystkie opisane elementy składają się na finalny, oszałamiający efekt. Wołyń pokazuje również, że próba zrozumienia przeszłości najlepiej udaje się wtedy, gdy bohaterowie ekranowej wizji dziejów nie są postaciami historycznymi, lecz jedynie prawdopodobnymi uczestnikami przedstawianych wydarzeń. Pokazywanie tak zwanych „zwykłych ludzi” powoduje, że może znacznie wzrosnąć poziom identyfikacji współczesnych widzów z fikcyjnymi bohaterami, których biografia nie jest nacechowana w jakikolwiek sposób. W tym przypadku nie porównuje się również ekranowych postaci z ich historycznym pierwowzorem a można skupić się na zrozumieniu prezentowanej epoki – jej politycznego i społecznego tła.

W tytule niniejszego artykułu odwołałem się do wieloznacznego słowa „Polin” czyli „Polska” i „tutaj spocznij”. Gdy popatrzymy na film Smarzowskiego, trudno nie znaleźć analogii pomiędzy rzezią wołyńską a Holocaustem. Znając proporcje i zasięg porównywanych ludobójczych wydarzeń (w wyniku Shoah zginęło w Europie około 6 milionów Żydów, na Wołyniu zabito około 50-60 tysięcy Polaków), uzasadnione pozostaje zestawienie obu zbrodni z racji podobnych przyczyn, które wywołały Holocaust i rzeź wołyńską. Niemcy wymordowali Żydów z powodów rasowych, natomiast Ukraińcy dokonali eksterminacji na Polakach, by uzyskać jednolity etnicznie teren zamieszkiwany wyłącznie przez ludność ukraińską. Nie bez znaczenia pozostawało również to, że w dwudziestoleciu międzywojennym Polacy prowadzili politykę wymierzoną w mniejszość ukraińską zamieszkującą południowo-wschodnie województwa II RP (np. akcja polonizacyjno-rewindykacyjna w 1938 roku). Film Smarzowskiego pokazuje, że po wybuchu II wojny światowej Ukraińcy, traktowani wcześniej jak obywatele drugiej kategorii (w trakcie ekranowego wesela polski sołtys Maciej Skiba z wyższością traktuje ukraińskich mieszkańców wsi), wykorzystali sprzyjający moment historyczny, by odegrać się na Polakach. W trakcie oglądania filmowej rzezi z ekranu zdają się płynąć słowa „Polin” skierowane do wołyńskich Polaków – „tutaj spocznijcie”, lecz ma to być spoczynek ostateczny, poprzedzony niewyobrażalnym cierpieniem. Gdy spojrzymy szerzej na tragiczne wydarzenia II wojny światowej na ziemiach polskich, okazuje się, że „tutaj spoczęli” Polacy, Żydzi, Ukraińcy i przedstawiciele wielu innych nacji. W wyniku wielkiego konfliktu Polska stała się cmentarzem narodów.

Motto Wołynia informuje, że Polacy z Kresów zginęli dwukrotnie – pierwszy raz zamordowani przez Ukraińców i powtórnie z powodu późniejszych prób całkowitego zatarcia pamięci o rzezi wołyńskiej. Odważny film Smarzowskiego pozostanie mocnym punktem, który znacznie może poszerzyć wiedzę wielu ludzi o tych tragicznych wydarzeniach.

Reżyser pokazuje również, że tytułowa kraina spłynęła krwią wszystkich jej narodowości – także ukraińskiej, żydowskiej i ruskiej. Nie stosuje czarno-białego podziału na „dobrych Polaków” i „złych Ukraińców”, lecz daje do zrozumienia, że postępowanie człowieka bierze swój początek z jego moralności a nie przynależności do jednej lub drugiej nacji. Stąd też w filmie znalazły się sceny brutalnego odwetu Polaków na Ukraińcach. By jednak pozostać w zgodzie z faktami historycznymi, reżyser zadbał o właściwe proporcje w pokazaniu wzajemnego okrucieństwa i zaakcentował, że odpowiedzialność za atak leżała po stronie ukraińskiej. Istotny z punktu widzenia relatywizacji rzeczywistości jest również fragment, w którym główna bohaterka poprzez niesamowity zbieg okoliczności zostaje uratowana od śmierci. Wydostaje się z opresji dzięki niemieckim żołnierzom wracającym z walk na froncie wschodnim.

Na konferencji prasowej po premierze Wołynia na Festiwalu Filmowym w Gdyni Wojciech Smarzowski podkreślił, że chce, by jego film stanowił most porozumienia pomiędzy Polską i Ukrainą na temat wzajemnej bolesnej przeszłości. W podobnym tonie wypowiadali się członkowie ukraińskiej ekipy filmu – m.in. Wasyl Wasylik. Tym samym słowa „tutaj spocznij” należałoby odnieść do zachowania i pielęgnowania pamięci o zbrodni po obu stronach granic. Pamięci, na którą zasługują wszyscy pomordowani na Wołyniu.

Postscriptum

24 września 2016 roku jury Festiwalu Filmowego w Gdyni przyznało nagrody 41. edycji konkursu. Decyzję jurorów określić można jako krzywdzącą wobec filmu Wojciecha Smarzowskiego – Wołyń otrzymał jedynie trzy pomniejsze nagrody (za zdjęcia, charakteryzację i debiut aktorski Michaliny Łabacz) i został zupełnie pominięty przy wręczaniu głównych laurów prestiżowego Festiwalu. Nie pierwszy raz dochodzi do sytuacji, w której ważny film tego reżysera nie znajduje uznania w gronie decydentów. W 2011 roku podobnie odniesiono się do przejmującej Róży. Nie rozumiem decyzji jury 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni pod przewodnictwem Filipa Bajona. Dzieło Smarzowskiego jest filmem ważnym, ale też osobnym, nie mieszczącym się w jakichkolwiek ramach. Natomiast komisja konkursowa jako ciało autonomiczne ma prawo do przyznawania różnego rodzaju nagród dodatkowych i specjalnych. W tym roku wyróżnienie pozaregulaminowe otrzymał Andrzej Wajda za film Powidoki. W przeszłości nieraz zdarzały się podobne sytuacje, by wspomnieć chociażby zeszłoroczną Nagrodę Specjalną Jury dla Jerzego Skolimowskiego za 11 minut. Uważam, że w przypadku Wołynia (który moim zdaniem w pełni zasłużył na Grand Prix Festiwalu) salomonowym wyjściem mogła być naprędce stworzona nagroda „Najlepszego filmu historycznego” lub „Filmu przywracającego pamięć”. Komisja jednak nie zdecydowała się na taki krok.

Nazwanie Wołynia arcydziełem nie wydaje się przesadzone – to wielki film, który ma szansę przetrwać próbę czasu i stać się, jak wspomniałem w artykule, „kamieniem milowym wizualnej historiografii”. Obraz Smarzowskiego zawiera mnóstwo uniwersalnych treści, które mogą zostać zrozumiane pod każdą szerokością geograficzną na świecie.

Przeczytaj także:

http://pruszczgdanski.naszemiasto.pl/artykul/firmowy-znak-festiwalu-filmowego-skandal,3879354,art,t,id,tm.html