W IV Międzyszkolnym Konkursie Literackim "Czas szkoły, czas dojrzewania", organizowanym przez Szkołę Podstawową nr 23 w Gdyni, uczennica klasy 1a - Barbara Jędrzejewska - zdobyła nagrodę główną w kategorii opowiadanie gimnazja.
Basia pisze od dwóch lat. Interesuje się Japonią, dlatego często akcja jej opowiadań toczy się na ulicach Tokio. Od półtora roku uczy się języka japońskiego. Lubi książki o tematyce fantastycznej. Czas wolny spędza na oglądaniu anime i czytaniu mang.
Serdecznie gratulujemy!
Barbara Jędrzejewska
Wybrać nienawiść
Obudził mnie jak zawsze irytujący głos matki. Dlaczego nie pozwoli mi choć raz opuścić pierwszej godziny? Zwłaszcza, gdy ma to być fizyka…
Zwlokłem się leniwie z łóżka i skierowałem swe kroki do łazienki. Spojrzałem w lustro i wziąłem do ręki szczotkę. Przeczesałem trzy lub cztery razy moje przydługie czarne włosy. Zanim zszedłem na śniadanie, zdążyłem przemyć trupiobladą twarz i założyć soczewki kontaktowe. Ostatni raz przyjrzałem się sobie dokładnie, a potem ruszyłem po schodach do jadalni.
Przy stole siedziała mama, ojczym Tomek i młodszy o trzy lata przyrodni brat Tosiek. Siadając bez słowa, dostrzegłem karcący wzrok Tomasza. Nie lubiłem go, lecz tolerować musiałem – w końcu to wybranek mojej matki, a zarazem ojciec małolata.
- Paweł, kanapki do szkoły. – odezwała się moja rodzicielka, podając mi woreczek z dwoma pajdami chleba. Wygiąłem usta w grymasie i odparłem:
- Daj mi lepiej trzy złote na zapiekankę, jestem za stary na kanapeczki.
Zawiedziona kobieta podała pakunek Tośkowi. Chwilę później otrzymałem pieniądze. Następnie ze słuchawkami w uszach oraz torbą na ramieniu wyszedłem z domu. Obojętne mi było prawie wszystko, co działo się wokół mnie. Interesowała mnie jedynie Pola – dosyć niska szatynka nosząca okulary, znana szerzej jako moja dziewczyna.
Gdy byłem już na terenie liceum poczułem, że ktoś się do mnie przytula. Wiedziałem, że to moja ukochana, więc chłodną dłonią pogładziłem jej lekko falujące włosy. Drugą ręką wyjąłem słuchawki z uszu, aby zachować choć trochę kultury.
- Cześć Mała.
- Cześć Duży – odparła, po czym parsknęła radosnym, beztroskim śmiechem.
Podniosła głowę i spojrzawszy mi w oczy, złożyła delikatny pocałunek na mych ustach. Objąłem ją w talii, przyciągając do siebie. Momenty takie jak ten, były częścią każdego poranka od pół roku. Nawet w weekendy zwykle jestem u niej. Mieszka sama z mamą, która chyba mnie lubi.
Do dzwonku mieliśmy czas pobyć razem – potem musiałem iść do swojej sali. Chodzimy do innych klas, jednak kończymy i zaczynamy zajęcia zwykle o tej samej porze.
Koniec lekcji. Wyszedłem przed budynek, gdzie czekałem na Polę. Przyszła po około pięciu minutach, ale żegnała się jeszcze z przyjaciółkami. Chwilę później dołączyła do mnie, więc wyruszyliśmy na spacer do pobliskiego parku.
- Obiecałeś mi, że w sobotę będę mogła do ciebie wpaść na obiad… - zaczęła rozmowę, przerywając tym samym nieco niezręczną ciszę.
- Mówiłem ci, jak jest. Mój ojczym mnie nie trawi, dlatego może być kiepsko. Na pewno chcesz przyjść? – zapytałem z niepewnością.
Dziewczyna skinęła głową, ściskając trochę mocniej moją dłoń. W głowie układały mi się tylko czarne scenariusze…
Czwartek. Powiedziałem już rodzince, że wpadnie do nas Pola. Oczywiście ojczym podchodził do tego sceptycznie, jednak matka dała radę go przekonać.
Piątek. Starałem się nie obgryzać paznokci, ale to bardzo trudne. „Na pewno coś pójdzie nie tak i ona ze mną zerwie… Nie chcę jej stracić!”- pomyślałem.
Sobota. Stres przed tym dniem sprawił, że spałem jedynie dwie godziny. Gdybym był aktorem, nadawałbym się do roli wampira.
W łazience starałem się przywrócić swoją twarz do świata żywych. Na próżno. Zrezygnowałem chyba po piątej próbie – równie bezskutecznej, co poprzednie.
Zszedłem na dół ubrany w niebieską koszulę i ciemne jeansy. Ojczym zajęty własnymi sprawami (czyli pracą w jego przypadku) i matka przygotowująca obiad nie zauważyli mnie. Jedynie brat spostrzegł moją obecność. Tosiek siedział na kanapie, uśmiechając się. Zająłem fotel, wzdychając głęboko.
- Stresujesz się, hm? Nie martw się tak, zobacz tylko, jak mama się stara… To nie pójdzie na marne - zaczął.
- Jak wyglądam? – spytałem go po dłuższej chwili ciszy.
- Jesteś blady jak ściana, ale to w sumie jak zawsze – parsknął śmiechem. – Pomyśl o czymś przyjemnym.
Zdziwiła mnie dojrzałość małolata. Był zalewie w drugiej klasie gimnazjum! Podejrzewałem, że interesują go tylko rzeczy od firmy Apple, Starbucks, bluzy bejsbolówki, Vans, Convers i Facebook. Teraz, myśląc o tym, jestem dumny z tego, że nie uległ zidioceniu gimnazjalistów.
Godzina 12:00. Gdy usłyszałem pukanie do drzwi, czym prędzej ruszyłem, by je otworzyć, poprawiając niedbale ułożone włosy.
- Cześć… - przywitała mnie nieśmiało dziewczyna.
Na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Pola wyglądała jeszcze bardziej olśniewająco niż na co dzień! Miała na sobie pudrową sukienkę na ramiączkach, której trójkątny dekolt podkreślał jej kobiece walory. Mój strach zmienił się momentalnie w radość. Do czasu…
Podczas jedzenia drugiego dania moja matka zaczęła rozmowę:
- Smakuje ci?
- Tak, bardzo smaczne – odparła dziewczyna, do której było skierowane pytanie.
- Apolonia, tak? – zapytał krótko ojczym.
- Pola nie lubi swojego pełnego imienia – powiedziałem poirytowany.
- Apolonio, co byś chciała robić w przyszłości?
Jadłem dalej.
- Do jakiego gimnazjum uczęszczałaś, Apolonio?
Nerwowo stukałem w stół palcami.
- Apolonio, jakiego języka obcego się uczysz?
- To jest Pola – wyrwało mi się przez zaciśnięte zęby.
- Apolonio, odpowiedz – nie dawał za wygraną.
- Ona ma na imię Pola…
- Apolonio…
- Pola! Nie Apolonia, tylko Pola! – krzyknąłem, wstając z krzesła. – Cały czas robisz mi na złość! Po co w ogóle pojawiłeś się w moim życiu?! Nigdy nie będziesz moim ojcem!
- Robiłem dla ciebie wszystko, a ty mi się tak odpłacasz…
- Jak możesz tak kłamać?!
W tym momencie poczułem ostry ból. Ojczym zafundował mi siarczyste uderzenie w policzek, a jakże by inaczej. Ujrzałem załzawioną matkę, przerażonego brata oraz wybiegającą z mojego domu dziewczynę.
- Nienawidzę was! – wrzasnąłem na zakończenie, zanim poszedłem do pokoju i trzasnąłem drzwiami.
Przez jakiś czas nie miałem kontaktu ze światem zewnętrznym. Jedynym swego rodzaju medium między mną a rzeczywistością był mój brat. Mimo wszystkiego, co powiedziałem i nie powiedziałem, miałem w nim oparcie. Kiedy siedziałem smutny w pokoju przez kilka dni, przychodził do mnie i potrafił ze mną pomilczeć, porozmawiać oraz wysłuchać. Wyszło na to, że chyba potrzebuję pomocy…
Postanowione, idę do psychologa.
Po wizycie uświadomiłem sobie, że bardzo zraniłem mamę. Wracając do domu, próbowałem się dodzwonić do Poli. Za którymś razem odebrała. Pogadaliśmy o mnie, mojej rodzinie, szacunku. Wybaczyła mi wszystko. Ja zadecydowałem, iż spróbuję zmienić swój stosunek do rodziców. Przecież mnie wychowali…
Czekałem godzinę, może dwie, a rodziców wciąż nie było. Zacząłem się martwić. Zadzwonił telefon domowy. Może chcą powiedzieć, że przyjadą później? Okazało się jednak, że to nie oni. To szpital. Tomasz i mama zginęli w wypadku samochodowym… Zderzenie czołowe… Osunąłem się powoli po ścianie, zacząłem płakać. Dlaczego?! Dlaczego Bóg mnie tak okrutnie ukarał?! Wtedy, gdy chciałem się zmienić na lepsze! W końcu chyba pojąłem… Każdy wybór, niezależnie na jakiej płaszczyźnie życia, ma swoje konsekwencje. Moim wyborem była nienawiść, konsekwencją – poczucie winy. Gdybym tylko mógł ich wyciągnąć z ciemnej otchłani… Jednak wiem, że to niemożliwe.
Głaszczę jej duży brzuch. Jeszcze tylko trzy tygodnie i urodzi się mój drugi syn. Kimże jest kobieta mego życia? Ja już wiem – Pola. Ta sama Pola, którą poznałem w drugiej klasie liceum. Teraz oboje mamy trzydzieści pięć lat, a Tomek – nasza pierwsza pociecha – dziesięć.
- Nienawidzę cię! – krzyczy chłopiec. Nie mogę wyjść z nim na dwór, tyle pracy na głowie.
- Tomuś, usiądź – klepię miejsce obok siebie. – Wiem, że tutaj – wskazuję miejsce serca na klatce piersiowej – tak naprawdę mnie kochasz. Też kochałem swoją mamę i tatę, ale często im mówiłem, że ich nienawidzę, aż w to uwierzyli. Teraz są w niebie i nie miałem okazji ich przeprosić. Dlatego zastanów się, co wybierasz. Wyborów nie da się cofnąć, a konsekwencje i tak nadejdą. Rozumiesz?
- Tak… Przepraszam – mówi cicho, wtulając się we mnie. Gładzę jego ciemne, kręcone włosy. Pragnę dwóch rzeczy – by moje dzieci czuły się dobrze w naszej rodzinie i by były świadome swych decyzji.
Dzwonek do drzwi. To zapewne Tosiek ze swoją narzeczoną. Otwieram im, aby ciężarna Pola nie przemęczała się. Witam się z bratem, przytulając go. Minęło sporo czasu. Jego ukochaną całuję w policzek, a moja żona „na trzy razy”. Śmiejemy się, wspominamy, oglądamy zdjęcia. Nieraz kręci mi się łezka w oku.
- Kochanie… - zaczynam po wyjściu gości.
- Tak?
- Chciałbym, abyśmy jutro razem pojechali na grób moich rodziców. Dasz radę?
- Dam, o mnie się nie martw.
Spoglądam na nią. Ona uśmiecha się ciepło. Wiem, że mnie rozumie i cieszy mnie to.
Tę historię zakończy nie wywód o wyborach i konsekwencjach, bo o tym było wiele. Dla mnie, Pawła, jest ważna jeszcze jedna życiowa prawda. „Często nienawiść sama sobie zadaje rany”, jak napisał Tolkien. Czyż to nie ja najbardziej ucierpiałem, nienawidząc swojej rodziny? Wydaje mi się, że tak, ale nie mnie to oceniać.