Karteczki z wycieczki
Najbardziej podobały mi się podchody, ponieważ byłam liderem grupy wygranej. Chociaż nasza drużyna zrobiła kilka niedozwolonych rzeczy to i tak przyznano nam większą liczbę punktów. Oczywiście zdarzały się jakieś niedomówienia, szczególnie w nocy.
Hanna Kierszka
Na koniec dnia „cały nasz pokój” opowiadał sobie żarty i myślałyśmy o przyszłości… co będzie za czterdzieści lat…
Natalia Kolka
Zabawa w podchody zjednała wszystkich, ponieważ trzeba było współpracować. Pozytywnie zdziwiło mnie, że podczas tej gry nikt się nie kłócił. Musieliśmy słuchać siebie nawzajem, bo inaczej nasza drużyna nie byłaby zgrana.
Wieczorem odbywało się karaoke. Nawet osoby, które nie umiały śpiewać albo się wstydziły, brały w nim udział. Uważam, że nie potrafię śpiewać, ale przecież najważniejsza jest zabawa.
Ewelina Miącz
W czasie, gdy mogliśmy robić co chcemy, prostowałyśmy, ale również kręciłyśmy sobie włosy. W Dzień Kobiet (…) koledzy przygotowali dla nas wierszyk i życzenia. Każda dziewczyna dostała czekoladę i breloczek, który ma nam przynieść szczęście i miłość.
Alina Urbańska
Razem z naszym wychowawcą udało nam się pogodzić, oczywiście nie było to łatwe. Wszyscy powiedzieli co im „leży na sercu”. Emocjom towarzyszył też płacz, więc po wszystkim byliśmy zasmarkani, ale szczęśliwi.
Aleksandra Rynkowska
Rozśmieszyła mnie sytuacja, gdy pani Chojnacka robiła kanapki z dżemem. Momentalnie powstała długa kolejka chętnych. Całość wyglądała jak bar z głębokiego PRL-u. Zapamiętałem również partię pewnej gry planszowej. Do tej partii bardzo pasowałby cytat z filmu Wielki Szu: „Ja oszukiwałem, Ty oszukiwałeś, wygrał najlepszy”. No i oczywiście Dzida…
Jednak i tak najlepiej zapadającą w pamięć zagadką, ciągnącą się przez cały tydzień, był słynny Kejran. Dopiero w ostatnią środę, na godzinie wychowawczej p. Kurpiewski pokazał Kejrana w pełnej krasie.
Michał Pejasz
Po tym jak wszyscy przygotowaliśmy swoje łóżka i „ogarnęliśmy” się po podróży, nie wiadomo dlaczego, kiedy ani z jakich przyczyn, rozpoczęła się bitwa na poduszki. W następnych dniach została uznana za IV Wojnę Punicką. Bawiliśmy się tak świetnie, że zakończyła się ona wizytą pana w naszym pokoju. Otrzymaliśmy całkowity zakaz rzucania się poduszkami oraz zakaz prowadzenia jakichkolwiek działań militarnych i zakaz zbrojenia się. Mimo to co jakiś czas odbywały się u nas mniejsze bitewki, pojedynki na dzidy, walki gladiatorów oraz wojny kwiatowe.
Dwa razy w naszym pokoju została zorganizowana dyskoteka, którą ktoś z nas nazwał „Mudżyn Party” i tak już zostało. W pierwszej kolejności Patryk gasił światło, następnie Michał siadał na krawędzi swojego łóżka i świecił na nas z góry swoją magiczną lampą (pochodziła prawdopodobnie z „Narni”). Wszyscy skakaliśmy po łóżkach i biegaliśmy, zachowywaliśmy się jak dzieci Zulu. Czasem na tę zabawę przychodziły do nas dziewczyny z drugiego pokoju. Zabawa była świetna.
Maciej Franciszczak
Gdy skończył się film, zrobiłyśmy się głodne.
Emilia Rumpca
Podczas przerwy poobiedniej nabrałyśmy ochoty na tańce. Niestety, nie mogłyśmy znaleźć odpowiedniego podkładu więc razem z Roksaną zaczęłyśmy tańczyć bez muzyki, a Marta – jak jej się wydawało – nagrywała nas aparatem.
Klaudia Pedynkowska
Spacerowaliśmy radośnie po pięknym lesie. Mijaliśmy dużo ciekawych miejsc, np. mościk nad jeziorem, na którym zrobiliśmy przystanek, aby zagrać w „misie patysie”.
Agata Pieńkowska
Również zapamiętałem wojnę na krzesła z kolegami z pokoju. Bitwa ta była krótka, lecz emocjonująca.
Patryk Dembski
Aktualnemu domowi bobrów mogliśmy, niestety, przyglądać się przez lornetkę z przeciwnej strony jeziora, by nie zakłócać im pobytu.
Marta Kroczak
Wieczorem cała klasa zebrała się w stołówce. Każdy z nas miał powiedzieć, co się nam nie podoba. Gdy kilka dziewczyn się wypowiedziało, rozpoczął się „masowy płacz”. Jednakże chłopcy byli twardzi. Chipsy i czekolada były połączone i tworzyły „mieszankę wybuchową” razem z pepsi (…). Jednak i tak uważam, że było wspaniale.
Roksana Zadrożna
Wieczorem mieliśmy karaoke, było fajnie, ale już zasypiałam na siedząco. Pan zatrzymał nas po kolacji na rozmowę, co nam się nie podoba w klasie, to było okropne! Każdy płakał! Po tym wydarzeniu pan zrobił nam Dzień Dziecka, to wszystkim ulżyło.
Wyjazd! Szkoda, było ekstra! Powiedzieliśmy panu, że chcemy przyjechać do „Zielonej Szkoły” jeszcze raz. Chciało mi się płakać, jak wyjeżdżaliśmy autokarem. Zapamiętam wspaniałe lekcje w terenie oraz kotka Kluska (nazywa się Harry, ale ja go nazwałam Klusek).
Angelika Majchrzak