Wiktoria Pietrzak, klasa 1a

 Praca zgłoszona do IV edycji konkursu „Czas szkoły, czas dojrzewania”. Nagroda główna w kategorii: Szkoły podstawowe, opowiadanie.

 Czas szkoły, czas dorastania

    Cześć. Jestem Gwendolyn. Jeśli chodzi o mój wygląd, to jestem wysoką, czarnowłosą skateboardzistką, więc jak można się domyślić, nie chodzę w sukienkach i szpileczkach, raczej w dżinsach, bluzach i trampkach. Mam pełne, czerwone usta i głębokie szare oczy oraz oliwkową cerę. Obecny czas jest dla mnie okropny. Dorastam i czuję, jakby całe moje życie się zmieniało, ale jest gorzej niż myślicie. To wszystko przez niego, wywrócił mój świat do góry nogami. I dlaczego on mi się tak spodobał? Sama już nie wiem.

 

   Kolejny zwykły dzień. Blask złotego słońca obudził mnie około szóstej rano. Nie chciałam otwierać oczu, odchodząc od tego cudownego stanu półsnu. Niestety, byłam już całkowicie rozbudzona. Ociężale uniosłam jedną powiekę, potem drugą. Pierwsze, co ujrzałam to szaro-biała tęcza wymalowana na suficie tuż nade mną. Nie ma to jak się nudzić i rysować po suficie. Powolnie wysunęłam nogi spod kołdry i gdy przeszła pierwsza fala zimna, odrzuciłam kołdrę na bok i wstałam. Zrobiłam obrót i dostałam się na drugi koniec pokoju do szafy z ubraniami. Rzuciłam na łóżko bluzkę, bluzę, dżinsy i całą resztę. Po około 20 minutach byłam gotowa, sięgnęłam po kanapkę, założyłam torbę na ramię, zawołałam do rodziców: „Pa!” i jedząc śniadanie, biegłam do szkoły. Kiedy tam dotarłam, było pięć minut do dzwonka. Szybko odłożyłam kurtkę i nie zmieniając butów pobiegłam do sali. W ostatniej minucie. Nie zwracając uwagi na krzywe spojrzenia innych, pomachałam do Evangeliny, mojej najlepszej przyjaciółki. Lekcje dłużyły się i dłużyły.

Myślałam, że ten dzień nigdy się już nie skończy. Ostatni dzwonek! Nareszcie! Kto by pomyślał, że szóstkowa uczennica tak nienawidzi szkoły. Wybiegłam przed szkołę, wyciągnęłam deskorolkę z torby i na niej pojechałam do domu, cisnęłam plecak w kąt i rzuciłam się na łóżko.  Ciągle chodzi mi po głowie ten nowy gość, jak mu tam... Zack? Chyba tak. Jest wysoki, ma krótkie czarne włosy i piękne szaro-czarne oczy, opaloną cerę i pełne usta. Jakoś dziwnie się przy nim czułam. Te motylki w brzuchu... Gadałam z nim chwilę, kiedy nie przychodziła nauczycielka od matmy, ale to była zwykła luźna pogawędka bez tematu... Nieważne. Czas leci. Miałam się spotkać z Ev (Evangeliną) na torze. Wstałam pospiesznie z łóżka, chwyciłam gitarę i deskę, wybiegłam z domu i poleciałam na tor. Na murku siedziała wysoka niebieskooka blondynka, która wołała do mnie:

– Gwenny!

Szybko podbiegłam do niej i usiadłam obok.

– Sorry, Ev – zamyśliłam się i straciłam poczucie czasu – powiedziałam patrząc na słońce bliskie zachodu.

– Ee tam, nie przejmuj się Gwenny – machnęła ręką.

– To co, zagramy coś? – Spytała zakręcając pałeczkami do bębenków na palcach.

– Jasne! – Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po gitarę. Pierwsze dwa akordy. Pierwsze dwa słowa. Pierwsze dwa stuknięcie pałeczek. I rozkręciłyśmy się. Ja zaczęłam grać, ona bębnić  i obie zaczęłyśmy śpiewać.  Zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że niektórzy ze skateboardzistów zatrzymują się, by nas posłuchać. W sumie często, gdy  przychodzimy na tor, dużo gramy, a trochę mniej jeździmy na deskach, ale tu słyniemy i z tego, i z tego. Teraz zauważyłam, że zatrzymała się przy nas nowa osoba, od razu go rozpoznałam. Na chwilę ręka mi zadrżała, ale potem, po szybkim spojrzeniu w ziemię zaczęłam znów grać. On tu stał. I nas słuchał. Każdej litery, każdego słowa i każdego akordu. No to ja może sobie zemdleję? Zamknęłam oczy i skończyła się piosenka. Zanim otworzyłam oczy, obok Nas nikogo już nie było.

– Ev - może tak mały wyścig?

– Jasne!

Obie wzięłyśmy deski i ruszyłyśmy. Zaczęłam od oli, potem prosta jazda, skok, kilka zakrętów, trzysta sześćdziesiątka i wychodzę na prowadzenie. Oficjalnie obie przejechałyśmy w tym samym czasie przez linię mety wyznaczoną przez patyk. Jednak ja jechałam dalej. Zapatrzyłam się na słońce, przez co potknęłam się o kamień i prawie bym upadła, gdyby ktoś mnie podtrzymał w ostatniej chwili. Już chciałam powiedzieć: „Dzięki, Ev”, ale zamiast roześmianej twarzy niebieskookiej blondynki ujrzałam szaro–czarne oczy Zacka wpatrzone we mnie z uśmiechem. Chciałabym się teraz zapaść pod ziemię. Wydukałam coś tam, chwyciłam deskę i poleciałam ile sił w nogach do Evangeliny. Ev zdążyła tylko zawołać: – Ej, co jest?, a ja już zdążyłam, na wpół biegnąc, na wpół jadąc, wylądować przed domem. Był już wczesny wieczór, na ciemnogranatowym niebie lśniły pierwsze gwiazdki, a srebrzyste oczka półksiężyca mrugały do mnie radośnie. Wbiegłam po schodach do domu, wlazłam w piżamę i rzuciłam się na łóżko, patrząc na szarą tęczę nade mną i zachciało mi się zapisać tam: „JA + ON = ?”. Obudziłam się o dziewiątej… coś tam. Rodziców już nie było. Zaraz, o której ja się obudziłam?! No nie! Totalnie spóźniona! Jak burza wyskoczyłam z łóżka i przygotowałam się do wyjścia. Torba na ramię i bez śniadania wyleciałam z domu. Kiedy dobiegłam do szkoły, była już trzecia godzina lekcyjna. Pobiegłam do klasy, gdzie wszyscy patrzyli na mnie krzywo. Mruknęłam tylko: „Przepraszam, za spóźnienie” i usiadłam w ostatniej ławce, czekając aż nauczycielka do matmy zacznie kontynuować. Ev,  siedząca obok mnie podała mi tylko swój zeszyt, żebym spisała. Wszystko szybko przepisałam, ale jak tylko nauczycielka wzięła mnie do zadania, droga do tablicy zamieniła się w drogę po desce pirackiej. Na tej lekcji nie było Zacka. I bardzo dobrze. Jeszcze tylko teraz brakuje mi tego jego okro... cudownego spojrzenia. Po dwóch minutach, no dobra dziesięciu minutach, skończyłam zadanie z mizernym wynikiem. Dzwonek! Nareszcie, myślałam, że umrę! Razem z Evką wychodzę z sali.

– Gwenny, czemu się tak dziwnie zachowywałaś?

– Po prostu nie kumałam zadania.

– Nie przy tablicy, tylko wczoraj. Wtedy, jak uciekłaś.

– Uciekłam? Nie, po prostu w domu czekała na mnie kolacja – skłamałam.

– Jasne, jasne, mnie nie okłamiesz. Powiedz szczerze, podoba Ci się ten nowy, co?

– Nie. Jasne, że nie – kolejne kłamstwo.

– Gwenny, wcale nie kłamiesz tak przekonująco jak myślisz.

– Spadaj, wcale się w nim nie zabujałam!

– A właśnie, że tak!

– Nie!

– Tak!

– Nie!

– Tak!

– Spadaj! – Mam Cię dość! – Byłam okropnie zdenerwowana! Eeee, co ja przed chwilą powiedziałam? Że mam jej dość? Przecież ja tak nie myślę!

– Dobrze. Zostawiam Cię… – I odeszła.

Jak ja mogłam to powiedzieć?

– Ev, czekaj! – Chyba jednak powiedziałam to za cicho, odeszła.

Na następnej lekcji jej nie było. I na następnej. I następnej. I przez cały dzień. Smutek. Samotność. Smutek. Jednak zostałam na kółku historycznym. No nie, on tu jest. Głupi Zack. Hej, hej, hej, czemu on idzie w moim kierunku?! Co on do mnie mówi?

– Hej... Gwen? - Wiesz, może byśmy się dziś przeszli na pizzę? Jego szaro-czarne oczka błyskały do mnie, a usta układały się w uśmiech. Och, jaki on przystojny.

– Jaaa… Jasne. Zająknęłam się. Ostatkiem sił zmusiłam się do uśmiechu w środku umierając ze szczęścia.

Dzwonek. Kółko minęło szybko. Na desce wróciłam do domu. Zmieniłam ciuchy, odrobiłam lekcje i poszłam na spotkanie z Zackiem. Kiedy zeszłam na dół, spotkałam kompletne przeciwieństwo tego Zacka, którego znam. Czarne dżinsy, skórzana kurtka, czarne okulary i glany. Tego Zacka to ja nie znałam. Ale to i tak on. Uśmiechnął się do mnie i poszliśmy gawędząc. Zwierzyłam się mu, jak okropnie mi smutno, że nikt mnie nie rozumie, teraz, w czasie dorastania, nawet rodzice i wydawało mi się, że on mnie rozumie. Jednak przy pizzerii skręciliśmy w bok a tam była gromadka ludzi podobnie ubranych do Zacka, tylko trochę bardziej przesadnie gotycko. Fioletowe włosy u dziewczyn, mocna biżuteria gotycko-punkowa i inne... To są jego kumple? Masakra. Gadaliśmy trochę, kumple Zacka zapalili. Nawet nie zauważyłam, jak się ściemniło. Po chwili pokazały się gwiazdy. Któryś z kumpli Zacka, chyba Damen, zaproponował mi papierosa.

– Nie, ja nie palę, nie powinnam, rodzice będą źli...

– No chyba nie jesteś córusią rodziców – zaśmiał się Zack, okręcając sobie kosmyk moich włosów na palcu. Nie potrafiłam mu odmówić. Zapaliłam. To było okropne! Ten papieros to coś koszmarnego! Przy tych wszystkich ludziach wyglądałam zupełnie inaczej, nie jestem żadną palącą Gotką. Ale nagle zachciało mi się kolejnego papierosa. Zerknęłam na zegarek. Dwudziesta trzecia trzydzieści... Co?! O nie!

– Muszę już lecieć – powiedziałam szybko.

– Szkoda – westchnął Zack i podał mi ładnie zapakowane czarne pudełeczko.

– Weź to. Może jutro wszyscy skoczymy na plażę?

– Jasne, pa – rzuciłam biorąc paczuszkę i znikając im z oczu. W domu rodzice już czekali. Zrobili mi niezłą aferę. Byli naprawdę źli. Na dodatek poczuli ode mnie papierosy. Nawet gdybym nie zapaliła, byłoby ode mnie czuć palących znajomych Zacka. Dostałam karę na pół roku. Masakra. Zamknęłam się w pokoju. Tam razem z czarnym pudełeczkiem rzuciłam się na łóżko. Z ciekawości otworzyłam je. W środku były gotyckie ubrania w  moim rozmiarze i... paczka papierosów. Położyłam opakowanie obok łóżka i poszłam spać. Obudziłam się trochę później niż zwykle, ale zdążę do szkoły. Ubrałam się w te nowe ciuchy, ale papierosy zostawiłam w domu. Poszłam do szkoły, jednak zdążyłam. Krzywe spojrzenia zmieniły się w szydercze uśmiechy. Teraz będzie test. No nie. Zacka też nie było. Ev się do mnie nie odzywała. W środku sprawdzianu, kiedy patrzyłam na ścianę, przez małą szybkę w drzwiach zauważyłam Zacka. Powiedziałam szybko nauczycielce, że idę do toalety i wyszłam mu na spotkanie.

– Gwenny, świetnie wyglądasz! – Chodź! – umówiliśmy się na plażę.

– Właśnie. Zawołała Demi, jedna z jego kumpeli.

– Ale... Mam lekcje.

– I co?

– Ja nigdy nie wagarowałam. Spuściłam wzrok.

– Oj, no weź… Gwenny!

– Nie wiem...

– Kotku, nie bądź taka.

Czy on właśnie powiedział do mnie kotku?

– Dobrze.

I zwiałam z lekcji. Wszystkich. Poszliśmy na plażę, gadaliśmy, śmialiśmy się. Czipsy, popcorn… Było wspaniale. Tylko, że to było w czasie lekcji. Moje pierwsze wagary. I znów paliłam. Nie wiem, co o tym myśleć. Przez następne dwa miesiące prawie ciągle wagarowałam, paliłam, rzuciłam deskę i naukę. Kontakt z Evangeliną i rodzicami też rzuciłam. Jeśli nie kłócę się ze starymi, to w ogóle się do siebie nie odzywamy. Zauważyli już, że palę. Byli źli. I co z tego? Kolejna kłótnia i tak mnie nie zmieni. A co do szkoły, to rodzice ostatnio dostali list polecony. Jestem zagrożona z 9 przedmiotów. Poza tym niedługo ma być impreza, na którą pójdę z Zackiem. Myślę, że on naprawdę mnie rozumie i naprawdę mnie kocha. Na imprezę ścięłam sobie włosy i przemalowałam na czerwono-fioletowo. Teraz nie rozstaję się z tymi nowymi ubraniami.

   Impreza odbyła się o dwudziestej czwartej. Zack po mnie podjechał. Gdy byliśmy na miejscu, już na progu uderzył mnie smród alkoholu i papierosów. Był to tak mocny zapach, że prawie się przewróciłam. Zack złapał mnie od tyłu i szepnął:„Trzymaj się, kotku”. Na scenie grał zespół heavy metalowy. Tańczyliśmy trochę, ale nie mogłam wytrzymać tego smrodu. Zack trochę wypił  i dużo palił. W sumie tak jak wszyscy tutaj. To była inna dyskoteka niż wszystkie, na których byłam. To było coś okropnego. Wreszcie zrozumiałam, że nie jestem taka jak Ci ludzie. Ja jestem zwykłą skejtówką, nie palę, nie jestem żadną Gotką, nie wagaruję i nie siedzę na dyskotekach do rana! Właśnie, kiedy w końcu ta koszmarna impreza się skończyła, była szósta nad ranem. Strasznie bolała mnie głowa, a nogi miałam jak z waty. Zack zaprowadził mnie do swojego auta, by odwieźć mnie do domu. I wtedy, kiedy szliśmy, nagle jego wargi dotknęły moich. Jednak nie był to taki pierwszy pocałunek, o którym każda dziewczyna marzy, to było wstrętne! Od tego chłopaka czuć było papierosy i alkohol! Myślałam, że mój pierwszy pocałunek będzie cudowny, romantyczny i słodki… A to było po prostu wstrętne! Myślałam, że zaraz zemdleję. Kiedy się ode mnie odsunął, poszliśmy do auta, nie odzywałam się. Odwiózł mnie pod dom i coś tam bełkotał, ale ja jak najszybciej pobiegłam do domu. Płakałam. Rodzice na mnie nie czekali, spali już. To okropne, jak ja się wobec nich zachowywałam! Jak mogłam być dla nich taka bezduszna?! Byłam zbyt zaślepiona tak zwaną „miłością”. Rzuciłam się na łóżko. Była już sobota. Kiedy pierwsze  promyki słońca wkradły się do mojego pokoju, zrzuciłam z siebie te okropne gotyckie ciuchy, wyrzuciłam paczki papierosów i przebrałam się w moje stare kochane dżinsy i rozciągnięty sweter.  Przygotowałam ciepłą herbatę, ciastka i karmelowe batoniki, ulubiony przysmak mojej mamy. Na mojej twarzy nadal było widać smugi po rozmazanym tuszu do rzęs i zapewne też miałam zaczerwienione oczy. Mama szybko się pojawiła, tata jeszcze spał.

– Co się stało, córuś? – Spytała już w progu mama.

I nagle wylał się ze mnie potok słów i łez naraz, i zaczęłam mówić wszystko jednym tchem. Gdy mówiłam, mama usiadła na brązowym fotelu i popijając herbatę wysłuchiwała każdego mego słowa. Gdy skończyłam, przytuliła mnie. Potem długo rozmawiałyśmy. Rodzice wszystko mi wybaczyli. Postanowili, że zmienię szkołę, żeby być jak najdalej od Zacka. Postanowiłyśmy również, że zerwę z nim i  jego kumplami. Wszystko powoli zaczęło wracać do normy, jednak brakowało mi mojej przyjaciółki, mojej Evki… I wtedy, pierwszego dnia w tej nowej szkole, gdy wchodziłam do klasy, ujrzałam błysk włosów jasnych jak słońce, błysk błękitnych oczu i uśmiech różowych ust.

– Ev, przepraszam! – Wykrzyknęłam na cały głos zanim pomyślałam, gdzie jestem. Rzuciłam się na przyjaciółkę.

– Tak okropnie za Tobą tęskniłam, przepraszam za wszystko! Za wszystko! Przepraszam za to, że jestem okropną przyjaciółką, za to, że rzuciłam deskę, za nasze kłótnie, przepraszam za moje spóźnienia na spotkania, za to, że czasem cię olewałam! Przepraszam za wszystko, tak bardzo przepraszam! Wrzeszczałam, krzyczałam, tuląc Ev, prawie zwaliłam ją na ziemię.

– Już dobrze, Gwenny! Też się stęskniłam i też cię za wszystko przepraszam, ale daj mi stanąć na nogi! – Zaśmiała się radośnie.

Ze łzami szczęścia w oczach spojrzałam na nią.

– Ev, już nigdy się nie kłóćmy! – Zawołałam, dając jej stanąć na nogi.

– Jasne! – Uśmiechnęła się, a w jej błękitnych oczkach błysnęły łezki radości.

– Hej, na pewno panny macie sobie dużo do opowiedzenia i to cudowne, że sobie wybaczyłyście… ale jest lekcja! – Odezwał się nauczyciel i zerknął na nas spodokularów, jednak uśmiechał się radośnie.

   Na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Nigdy nie zapomnę tego przeżycia. Wiele się nauczyłam, wiele straciłam. Teraz odnawiam kontakty z najlepszą przyjaciółką, znamy się od kołyski i może teraz nie będzie tak jak dawniej, ale mam ją znów przy sobie i to mnie napawa szczęściem. Ostatecznie zerwałam kontakty z kumplami Zacka i z nim samym. Z rodzicami znów się dogaduję. W nowej szkole nie mam już problemów z nauką i nie wagaruję, jednak chodzę na korki z matmy. Nie wierzę, że ten koszmar na jawie zaczął się tylko przez to głupie dorastanie. Jak mogłam myśleć, że nikt mnie nie rozumie? Przecież Ev przeżywa to samo, mama to przeżyła, przecież one mnie rozumieją. Jak mogłam myśleć, że palący wagarowicz może mnie zrozumieć? Nadal też nie wiem, dlaczego myślałam, że papierosy mi w czymś pomogą. Bzdura. W każdym razie wszystko powoli, w swoim tempie, wraca do normy, ale te zdarzenia zostawiły wielki ślad w mojej psychice.