„To miała być lampa dla chirurgów”. Popularny gadżet powstał przez przypadek
Małgorzata Gołota
Schneekugel, Snow Globe albo po prostu kula śnieżna. Gadżet, który od przeszło stu lat cieszy się popularnością na całym świecie, powstał przypadkowo w pracowni austriackiego wynalazcy amatora. I to jego potomkowie do dziś uważani są za producentów najsłynniejszych kul.
Początki produkcji kul śnieżnych sięgają XIX wieku - to akurat wiadomo na pewno, bo jeden z pierwszych takich przedmiotów pokazano podczas wystawy światowej w 1889 r. w Paryżu. W środku tej kuli znalazła się zresztą miniatura wieży Eiffla, budowli, która również miała premierę na tej wystawie. Źródła milczą, kto był twórcą zaprezentowanej publicznie kuli w Paryżu. Wiemy natomiast, kto jako pierwszy uzyskał patent na produkcję tego gadżetu i rozsławił go w świecie. Austriak Erwin Perzy I, jak sam twierdził, kulę śnieżną skonstruował przez przypadek.
Mechanik wynalazca
Fabryka i sklep przy Schumanngasse 87, w których rodzina Perzych od lat produkuje i sprzedaje kule śnieżne, z zewnątrz wyglądają zupełnie niepozornie. Ot, jeden z szarych budynków położonych nieco na uboczu austriackiej stolicy. Z centrum Wiednia jedzie się tu niecałe pół godziny. W środku panuje niezwykła, odrobinę niedzisiejsza atmosfera, zwłaszcza jeśli uda nam się tu spotkać obecnego właściciela, Erwina Perzy III, wnuka wspomnianego wynalazcy. Raz zagadnięty chętnie oprowadza klientów nie tylko po sklepie, w którym na półkach stoją setki mniejszych i większych szklanych kul, ale i po mieszczącym się w jego tylnej części małym warsztacie. Ten zaś jest wierną kopią miejsca, w którym Erwin Perzy I stworzył swoją pierwszą śnieżną kulę. Wygląda trochę jak muzeum.
- Dziadek urodził się w 1876 r. Od dziecka był zafascynowany majsterkowaniem, rozkładał swoje zabawki na części pierwsze - mówi Erwin Perzy III. - Nikt więc nie był zdziwiony, gdy już jako dorosły człowiek zdecydował się zarabiać na życie jako mechanik i producent narzędzi chirurgicznych w jednym z wiedeńskich szpitali. Po godzinach eksperymentował w swojej pracowni.
Jednym z takich eksperymentów była próba wzmocnienia jasności światła w lampie chirurgicznej. Perzy zajął się tym na prośbę lekarzy ze szpitala, w którym pracował. Medykom zależało, by poprawić komfort ich pracy na przykład podczas skomplikowanych operacji. Odpowiednio mocne światło było do tego niezbędne.
Wierną kopię warsztatu, w którym Erwin Perzy I stworzył swoją pierwszą śnieżną kulę, można dziś oglądać przy Schumangasse 87 (fot. materiały promocyjne)Wierną kopię warsztatu, w którym Erwin Perzy I stworzył swoją pierwszą śnieżną kulę, można dziś oglądać przy Schumangasse 87 (fot. materiały promocyjne)
- To miała być lampa dla chirurgów - wyjaśnia Perzy III. - By ją stworzyć, dziadek planował wykorzystać płaską butelkę wypełnioną wodą i drobinkami odbijających światło materiałów, takich jak na przykład aluminium. Ale drobinki, które umieścił wewnątrz naczynia, tak bardzo skojarzyły mu się ze śniegiem i tak bardzo spodobały się mojej babci, że zmienił cel swojej pracy - stworzył pierwszą kulę śnieżną. W kolejnych latach dziadek pracował nad formułą materiału, który jeszcze bardziej przypominałby śnieg niż drobinki aluminium. Testował m.in. semolinę, podkradając ją z babcinej kuchni. Ziarenka tej kaszy wyglądały w kuli o wiele atrakcyjniej, ale miały jedną wadę - z czasem ciemniały.
Dziś drobinki umieszczane w kulach Perzych wyglądają niemal jak prawdziwy śnieg i przez wiele lat zachowują śnieżnobiały kolor. Poza właścicielem firmy, a wcześniej jego ojcem i dziadkiem, nikt z rodziny nie wie, jak i z czego są przygotowywane. To tajemnica przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Gdy Erwin Perzy I rozdawał znajomym pierwsze sztuki swoich śnieżnych kul, spotykał się z tak entuzjastyczną reakcją, że zaczął rozważać założenie rodzinnej firmy. Ostatecznie zrobił to wraz z bratem Ludwigiem w 1900 r. Manufaktura i sklep, w którym można było kupować gadżety, początkowo mieściły się przy Schumanngasse 59, pod obecny adres przeniósł go dopiero Perzy II w 1955 r.
Pierwsze modele, które powstawały w pracowni Perzy'ego I, miały w środku ten sam motyw: była to miniatura bazyliki Mariazell, która do dziś jest w Austrii miejscem najczęściej odwiedzanym przez pielgrzymów z uwagi na to, że znajduje się w niej cudowny obraz „Magna Mater Austria”. Od Wiednia bazylikę dzielą niecałe dwie godziny jazdy samochodem.
Stopniowo jednak pojawiały się kolejne motywy, a sprzedaż śnieżnych kul rosła z roku na rok. Ich twórca za swoją pracę już w 1908 r. odebrał nagrodę z rąk samego cesarza Franciszka Józefa I. Przeszło dekadę później firma rozpoczęła eksport kul do Indii. Biznes rozwijał się prężnie aż do czasu I, a zaraz potem do wybuchu II wojny światowej. Wojenne straty szybko jednak udało się odrobić, choć już za sprawą nowego właściciela. Erwin Perzy II w latach 50. XX wieku rozpoczął prace nad tym, by znaleźć dla kul nowe, zagraniczne rynki zbytu. Jednym z nich - do dziś największym i najważniejszym - stały się USA. Sklepy, w których można kupić oryginalne austriackie kule śnieżne, nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat działają m.in. na Florydzie, w Nowym Jorku czy na zachodnim wybrzeżu kraju.
Erwin Perzy III, który przejął stery rodzinnej firmy w 1987 r., za cel postawił sobie rozpoczęcie handlowych kontaktów z japońskim rynkiem, co udało się zrealizować w latach 90. Wnuk pierwszego właściciela znacznie wzbogacił wachlarz motywów stosowanych w produkcji kul. Dziś w kulach sprzedawanych w sklepie przy Schumanngasse 87 zobaczymy nie tylko miniatury katedry Mariazell i rozmaite postaci związane ze świętami Bożego Narodzenia, ale też bohaterów animowanych filmów takich jak Myszka Miki, uwielbiana przez dziewczynki Elsa z Disneyowskiej bajki „Frozen”, ludziki Lego czy smakołyki takie jak muffiny albo pączki.
Drobinki umieszczane w kulach Perzych wyglądają niemal jak prawdziwy śnieg i przez wiele lat zachowują śnieżnobiały kolor (fot. Małgorzata Gołota)Drobinki umieszczane w kulach Perzych wyglądają niemal jak prawdziwy śnieg i przez wiele lat zachowują śnieżnobiały kolor (fot. Małgorzata Gołota)
W dorobku twórców śnieżnych kul nie brakuje naprawdę oryginalnych produktów. Za szczególny rodzina uważa kulę wykonaną specjalnie dla prezydenta USA Billa Clintona. - Przyjaciel pana prezydenta zebrał confetti porozrzucane podczas inauguracji prezydentury i przysłał je do nas z prośbą o wykonanie wyjątkowej kuli, w której to właśnie confetti spełniałoby funkcję śniegu - mówi Perzy III. - Chętnie podjęliśmy się jej wykonania, a jedyną rzeczą, w której posiłkowaliśmy się pomocą z zewnątrz, była srebrna podstawa kuli przygotowana przez firmę Cartier. Wiem, że tę kulę prezydent później ogromnie lubił i że stała na jego biurku w Gabinecie Owalnym.
„Stawiamy na jakość”
Do dziś firma rodziny Perzych odpowiada za większość kwestii związanych z produkcją kul. Jedynie szkło i pudełka sprowadzane są kolejno z Belgii i Niemiec, ale wszystko, co w procesie produkcji jest najważniejsze, odbywa się w Wiedniu. Plastikowe elementy figurek są tu ręcznie malowane i składane w całość, którą następnie umieszcza się w środku gadżetu.
Gdy w połowie grudnia odwiedzam manufakturę przy Schumanngasse, wszyscy jej pracownicy ogarnięci są świąteczną gorączką. Pracują już nad bożonarodzeniowymi kulami na przyszły rok. Te, które miały trafić do klientów na tegoroczne święta, dawno zostały już wysłane. Teraz maluje się i składa miniaturowe plastikowe choinki, które potem umieszczone będą w środku gadżetów. Maszyna w pomieszczeniu obok co chwilę „wypluwa” czarne również plastikowe podstawki, na których stać będą szklane kule.
50 osób zatrudnionych obecnie w manufakturze codziennie wykonuje tu w sumie około tysiąca kul. Sam Erwin Perzy III, choć nie planuje jeszcze emerytury, w prace wdraża już studiującą córkę Sabine. - To ważne dla zachowania ciągłości i dobrego funkcjonowania firmy - podsumowuje.
Patent, który Perzy I miał na kule śnieżne, dawno już wygasł. Dziś podobne gadżety produkuje wiele firm na całym świecie. Są takie, które swoim podpisem sygnuje Gucci czy Chanel. Te, które wyprodukowano w ramach promocji serialu „Gra o tron”, w serwisie eBay.com można kupić za około 2 tys. zł. W tym samym sklepie kula z napisem „Gucci” została wyceniona na blisko 4 tys. zł. W wiedeńskiej manufakturze ceny kul sygnowanych nazwiskiem Perzy zaczynają się od 7-8 euro dla tych najmniejszych, mających 25 mm średnicy. Im większa kula, tym wyższa stawka. Za te największe, mające 120 mm średnicy, trzeba zapłacić często minimum 60 euro. Cena rośnie, jeśli zdecydujemy się na motyw bardzo popularny, np. związany z filmem.
Erwin Perzy III zapytany, czy boi się konkurencji, wzrusza ramionami. -Tylko my znamy klucz do tego, by śnieg w kuli opadał odpowiednio wolno, co cały widoczek czyni bardziej spektakularnym. Wierzę, że nasi klienci po prostu zostaną z nami - mówi.
Małgorzata Gołota.
Na zdjęciu: kula śnieżna z motywem katedry Mariazell (fot. materiały promocyjne)