Warto poznać

2.04.2020

1. Jak prowadzić RKO u kilkuletniego dziecka w kontekście ryzyka choroby COVID-19?

2. Komentarz do RKO dziecka - pobierz

18.03.2020

Zamknięte szkoły, panika w sklepach, informacje o kolejnych zakażonych i ofiarach śmiertelnych - jak rozmawiać z dziećmi o koronawirusie, tłumaczy dr Magdalena Śniegulska, psycholog z Uniwersytetu SWPS.

„Różnimy się między sobą i różnią się też nasze dzieci. Są takie, które w obecnej sytuacji czują pewne podekscytowanie, ciekawość, a nawet radość. W końcu nie trzeba chodzić do szkoły i tyle nowych ciekawych rzeczy dzieje się wokół. Są jednak i takie, które z dużym niepokojem i lękiem stale sprawdzają portale informacyjne, dopytują dorosłych, poszukują informacji o zagrożeniu. Jeszcze inne mówią: dość! Już nie mogą oglądać, słuchać, czytać i rozmawiać na temat zagrożenia koronawirusem. Wszystkie, nawet te szczęśliwe, z różnym natężeniem i częstotliwością odczuwają nieprzyjemne emocje. Ten strach, zupełnie zrozumiały w obecnej sytuacji, wymaga od rodziców szczególnego zaopiekowania się swoimi dziećmi” - wyjaśnia dr Magdalena Śniegulska, psycholog z Uniwersytetu SWPS.

Jak rozmawiać z dziećmi o koronawirusie?

Obserwujmy – siebie i nasze dzieci. Nie tylko pod kątem infekcji, ale i tego, jak emocjonalnie radzimy sobie z zastaną rzeczywistością. Jakie jest nasze dziecko? Jak reaguje na tę sytuację, jak reaguje na nas? Czy dopytuje? Czy unika rozmów? Czy sądzi, że musi nas chronić i robi dobrą minę do złej gry? Czy może (przynajmniej na razie) wygląda na to, że sytuacja go nie przeciążą? A jak my się zachowujemy? Czy epidemia, zagrożenie jest stale obecne w naszych rozmowach? Czy nieustannie sprawdzam wiadomości? Czy może unikamy tematu i nie chcemy o tym rozmawiać? Jak nasza postawa działa na syna czy córkę?

Bądźmy gotowi do rozmowy – przygotujmy sobie zestaw 3-4 rzetelnych faktów, którymi możemy się podzielić z naszym dzieckiem. Czasem trzeba będzie powtórzyć je wielokrotnie – dzieci lubią upewniać się, że nie „ściemniamy” i wiemy, co mówimy. Bądźmy gotowi na konfrontację z fakenewsami („Tato, a Marcin powiedział…”). Nie warto jednak przekazywać dzieciom niesprawdzonych treści, niezliczonych supertajnych informacji, czy dramatycznych nowin (np. „Jest kolejna ofiara!”). Bądźmy w tych rozmowach spokojni, opanowani i rzeczowi. Jeśli sami jesteśmy kłębkiem nerwów i mimo szczerych chęci nie udaje się nam zachować spokoju, zastanówmy się, kto z naszego otoczenia mógłby taką rozmowę przeprowadzić? Może wujek ratownik, pielęgniarz, ciocia lekarka czy nauczycielka biologii? Ustalmy z nimi wcześniej, czego potrzebujemy i jak chcielibyśmy, aby taka rozmowa wyglądała. Dobrze jeśli jest to dla naszego dziecka bliska osoba, do której ma zaufanie, którą lubi. Mówmy szczerze „nie wiem”. „Ile to będzie trwało?”, „czy wszyscy zachorujemy?”. Takie pytania mogą szokować, złościć. Po pierwsze, zachęcam do tego, by cieszyć się, że dzieci traktują nas jako ważne źródło informacji, mają do nas zaufanie. Czasem możemy ostudzić różne niepokoje, jednak na niektóre pytania nie znamy przecież odpowiedzi. Nikt z nas nie wie, ile będzie trwała ta sytuacja. I o swojej niewiedzy warto szczerze mówić. Choć część rodziców/nauczycieli/opiekunów się tego obawia, ta szczerość buduje zaufanie.

Rozmawiajmy o tym, jak radzić sobie z lękiem – opowiedzmy dzieciom, co my robimy, żeby trudne myśli niepodzielnie nie zapanowały w naszej głowie (czytanie książek, oglądanie komedii, gry). Pytajmy, co im pomaga? Dzieci są w tym bardzo kreatywne i mogą nas zaskoczyć swoimi pomysłami, z których i my możemy korzystać. Sprawdzimy też, czego potrzebują w tej sytuacji. Zastanówmy się, co możemy wspólnie zrobić, aby zachować dobry nastrój. Umówmy się na jakiś kod – sygnał, kiedy ktoś z członków rodziny poczuje, że ten smutek go dopada. Ustalmy, kiedy potrzebujemy samotności, a kiedy towarzystwa innych ludzi. Szczerze rozmawiajmy o tym, że i my dorośli przeżywamy trudne emocje, ale znamy sposoby, aby sobie z nimi radzić! W tych rozmowach ważne jest zachęcanie do tropienia lęków niewypowiedzianych – czasem to, co dzieci mają w głowie, jest dużo straszniejsze od rzeczywistości! Kiedy taki lęk ujrzy światło dzienne, traci na swojej mocy no i można się nim zaopiekować (to trochę jak z koszmarami sennymi). Jeśli to jest możliwe, dajmy dziecku czas na płacz, złość i inne trudne emocje.

Wskazujmy na czasowość pewnych ograniczeń czy rozwiązań – szczególnie dla nastolatków, obecna sytuacja może być bardzo trudna. Mogą mieć poczucie zamachu na ich podstawowe prawa i ograniczanie wolności. Rozmawiajmy z nimi o tym. Pokazujmy terminowość tych rozwiązań i to, czemu one mają służyć.

Bądźmy odpowiedzialni – ta sytuacja może być świetną lekcją empatii, wrażliwości i właśnie odpowiedzialności za wspólnotę: rodzinną, klasową czy sąsiedzką. Nasze zachowania przekładają się bezpośrednio na rozprzestrzenianie wirusa, a więc na życie i zdrowie innych ludzi. Nie oszukujmy – starajmy się być spokojni, nie panikujmy. Kiedy rozmawiamy o rzeczach trudnych, ulegamy emocjom, a przyłapuje nas na tym młody człowiek i zadaje pytanie, co się stało? Nie ucinajmy rozmów i nie twórzmy tajemnic, bo to jest pożywką do karmienia lęków. Ochłońmy i nawet jeśli nie od razu, to wyjaśnijmy dziecku, co się stało, czego było świadkiem.

Zadbajmy o potrzeby dzieci – nasi podopieczni, podobnie jak dorośli, potrzebują rozmowy z bliskimi koleżankami czy kolegami. Zadbajmy o to. Pamiętajmy o nowych technologiach – to dobry moment, żeby z nich korzystać.

Uczmy się razem zdrowych nawyków, bądźmy wzorem do naśladowania. Pokażmy, jak myć ręce, jak zasłaniać usta, jak dbać o wypoczynek, odpowiedni sen i dobry nastrój. Rozmawiajmy o tym, co trudne, o zagrożeniach i co z nimi robić.

Zadbajmy o innych – a może w tej trudnej sytuacji spróbujemy zająć się czymś użytecznym? Może razem z dzieckiem wesprzemy słabszych, którzy potrzebują naszej pomocy?

Czego powinni unikać rodzice?

Słuchania własnych lęków. To nie są najlepsi doradcy. Pewnie nie da się tego zupełnie uniknąć, ale przynajmniej nie podejmujmy ważnych decyzji pod wpływem silnych emocji. One na ogół utrudniają nam dostęp do racjonalnego działania. We „mgle emocjonalnej” trudno bezpiecznie „wylądować”.

Utożsamiania własnych emocji z emocjami syna czy córki. Dzieci są odrębnymi istotami! Mogą się wprawdzie zachowywać dokładnie jak my, ale powód tego zachowania czy emocja, która za tym stoi, może być już zupełnie inna! Bądźmy więc wrażliwi na ich odrębność i nie zakładajmy z góry tej emocjonalnej syntonii.

Zmuszania dziecka do opowiadania o tym, co czuje w tej trudnej sytuacji. To wprawdzie ważna dla nas wiedza, ale nie zawsze i nie dla każdego dostępna. Jeśli dziecko stawia opór – nie zmuszajmy! Przypominajmy, że jesteśmy, na tę rozmowę gotowi, ale czekamy na jego sygnał. Możemy też dopytać, czy jest coś, co ułatwiłoby taką rozmowę.

Mówienia: „Wszystko będzie okey”, jeśli sami w to nie wierzymy.

Sugerowania, co dziecko powinno czuć w podobnej sytuacji.

Składania obietnic, których nie możemy dotrzymać.

Za:

https://polskatimes.pl/koronawirus-w-polsce-jak-rozmawiac-z-dziecmi-o-koronawirusie-porady-psychologa-z-uniwersytetu-swps/ar/c1-14855071

02.02.2020

Palindromy: 2 lutego 2020 r. to jedyny taki dzień w naszym życiu

2 lutego 2020 r. to dzień unikatowy. Jasne, każdy jest unikatowy pod względem naszych przeżyć, ale ten konkretny wyróżnia się też na poletku matematycznym. Otóż dzisiejsza data jest tzw. palindromem.

 

02/02/2020

 

Powtórka dopiero za ponad 100 lat.

O co chodzi? Palindrom to wyrażenie, które brzmi tak samo czytane od lewej do prawej i od prawej do lewej strony. Przykładem palindromu w języku polskim jest chociażby zdanie "Kobyły mi myły bok". Przeczytajcie je od tyłu.

Palindromem może być też liczba. Określa się ją wówczas mianem symetrycznej. Tymczasem dzisiaj, 2 lutego 2020 r., palindromem jest cała data. I to niezależnie od przyjętego sposobu zapisu.

W Europie, w tym w Polsce, datę zapisuje się w formacie DD/MM/RRRR, ale już na przykład w Stanach Zjednoczonych obowiązuje zapis MM/DD/RRRR. Tak czy inaczej, 2 lutego 2020 r. tak my, jak i Amerykanie zapiszemy w notesie 02/02/2020, co odczytane od tyłu, również daje 02/02/2020 ;)

Taki układ zdarza się niezwykle rzadko

Poprzednim palindromem w kalendarzu jest 1 lutego 2010 r., ale tylko w krajach, które korzystają ze znanego nam formatu zapisu daty. Dla Amerykanów był to 2 stycznia 2010 r. Także palindrom, ale formalnie występujący innego dnia.

Następnej daty symetrycznej, wspólnej dla całego świata, raczej już nikt z osób czytających ten artykuł nie doczeka. Będzie to bowiem miało miejsce 12 grudnia 2121 r., a więc za 101 lat.

https://tech.wp.pl/palindromy-2-lutego-2020-r-to-jedyny-taki-dzien-w-naszym-zyciu-6474216210159745a

26.04.2019

Warto czerpać naukę z historii w krytycznych momentach...

Nie jesteśmy wcale mądrzejsi od Europejczyków, ktorzy widzieli w XX wieku, jak demokracja ulegała faszyzmowi, nazizmowi czy komunizmowi. Mamy natomiast nad nimi jedną przewagę - możemy się uczyc na ich doświadczeniach. Teraz jest na to właściwy moment.

Timothy Snyder

Pracować jako nauczyciel w Japonii...

Ja napiszę z perspektywy bardzo odległego kraju jakim jest Japonia. Przyjechałam na zaproszenie koleżanki ze studiów, która z powodów zdrowotnych musiała wracać do Wielkiej Brytanii (kończyłyśmy studia magisterskie w jednej uczelni i należymy do tego samego związku absolwentów). Trochę się bałam jak to będzie, ale zostałam mile zaskoczona. Po pierwsze muszę pracować 40 godzin tygodniowo... ale w ten 40 godzinny tydzień pracy wlicza mi się: 11 godzin pracy przy tablicy, poprawa, sprawdzianów, kursy języka i kultury japońskiej (obowiązkowe dla obcokrajowców), koncerty itp. Do czasu pracy wliczają mi się też studia doktoranckie – taki bonus dla Tych, którzy chcą się rozwijać. Ach, zapomniałam o obowiązkowych zajęciach sportowych. Oprócz tego 3 razy w tygodniu (wieczorem) prowadzę tzw. Ju-ku (korepetycje), które tutaj są powszechne). Mam 2 miesiące, a w zasadzie 3 miesiące wakacji plus wolne 3 tygodnie w zimie, obejmujące Boże Narodzenie i 2 tygodnie na święto Kwitnących Wiśni. Są jeszcze święta państwowe, które są wolne ustawowo od pracy. Nie wspomnę już o takim luksusie, że za takie wypowiedzi na forum jak tu widzę to taki jeden z drugim za kratki mógłby trafić, bo Sensei (mistrz) ma pozycję społeczną tuż po rodzinie cesarskiej. Sensei są zaangażowani w nauczanie dzieci, a dzieci są inwestycją i skarbem narodu tak mówi Tradycja Cesarstwa Japonii. W nadwiślańskim kraiku rzecz nie do pomyślenia. Jako nauczyciel oświadczam: Nikt nigdy już nie namówi mnie do pracy w szkole nad Wisłą. CHAMSTWO RODZICÓW, CHAMSTWO UCZNIÓW i CHAMSTWO I AGRESJA SPOŁECZEŃSTWA wobec nauczycieli okazywane na polskich forach internetowych są PORAŻAJĄCE, NIE MAJĄCE SOBIE RÓWNYCH NIGDZIE NA ŚWIECIE (a trochę po nim podróżuję). Zarabiam w Japonii tyle, że stać mnie na życie w najlepszej dzielnicy; wysyłam miesięcznie około 5000 - 7000 zł do domu i zostają mi jeszcze pieniądze (250.000 Y ze szkoły i 250.000Y z Ju-ku). Niczego sobie odmawiać nie muszę. Mieszkanie, auto do własnej dyspozycji. W Nagoi pracuję 5 rok. Przygotowania do zajęć nie czuję, bo wszystko łącznie ze sprawdzianami mam w komputerze: program, rozkład materiału, podręczniki. Ponieważ łatwiej pracuje mi się rano, do szkoły przychodzę sobie na 5:30. Po zajęciach jestem o 13:30 i nic mnie nie obchodzi. Tu uczeń musi pracować ciężej niż nauczyciel. Uczniowie są w szkole od 7:00 rano. Codziennie piszą sprawdzian z jakiegoś przedmiotu między 7:00 a 7:55. Po południu kiedy ja jestem już poza szkołą, biedny uczeń ma jeszcze naukę własną do 18:00 lub 19:30. Do tego żelazna dyscyplina. Na lekcjach nie wolno odezwać się jednym słowem bez pytania... W klasie panuje cisza taka, że czasem motyl głośniej trzepocze skrzydełkami. Jeśli ktoś jest niesubordynowany - to szkoła ma narzędzia - by delikwenta zdyscyplinować (stara dobra rózga) i społeczne przyzwolenie na ich użycie, choć oficjalnie nikt uczniów nie bije. Nikt tu rodziców do szkoły nie wzywa; najwyżej po 3 wykroczeniu przeciwko dyscyplinie uczeń wylatuje ze szkoły i wiadomo już, że zostanie do końca życia kloszardem, wygrzebującym odpadki z kosza na śmieci... Nigdy do kraiku nadwiślańskiego uczyć nie wrócę. Dla narodów Azjatyckich mam wielki szacunek za to, jak nauczycieli traktują. Co 5 lat mamy urlop płatny w ilości pół roku. Ja swój od 1 kwietnia. Dodam, że choć Japonia, podobnie jak Polska ma problem z niżem demograficznym i to już od 6 lat, żaden nauczyciel nie został zwolniony. Co więcej wymiana pokoleń trwa i na miejsce odchodzących na emeryturę przychodzą nowi.

http://www.dobrynauczyciel.fora.pl/o-wszystkim,1/pracowac-jako-nauczyciel-w-japonii,1165.html