Aktualności

Co obetną nauczycielom?

Aleksandra Pezda 2012-06-19, ostatnia aktualizacja 2012-06-19 18:19:37.0

Więcej godzin przy tablicy, podwyżki po 20 latach pracy, o połowę krótsze wakacje - tego chcą samorządowcy dla nauczycieli. Ale to dopiero początek negocjacji

Samorządowcy zebrali własne pomysły na zmiany w Karcie nauczyciela. Listę przygotował Związek Miast Polskich i Związek Gmin Wiejskich RP. Większość punktów znana jest od lat, samorządowcy mówili o nich również na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu w kwietniu br. Niektóre propozycje - co ciekawe- były elementem strategii MEN w rządzie PO-PSL poprzedniej kadencji, gdy ministrem była Katarzyna Hall. Na przykład możliwość łączenia w zespoły szkół na jednym poziomie (np. kilku podstawówek), czy swoboda w przekazywaniu szkół stowarzyszeniom albo trzyletni pierwszy kontrakt dla nowo do pracy przyjętego nauczyciela. Również minister Hall próbowała ze związkowcami wynegocjować nieco dłuższą prace nauczycieli przy tablicy oraz podział nauczycieli na tych tablicowych i "resztę" (czyli psychologów szkolnych i pedagogów). To wszystko znalazło się teraz w propozycji samorządowców. Nowością są ograniczenia dotyczące urlopu na poratowanie zdrowia i skrócenie wakacji.

O propozycjach napisała we wtorek "Rzeczpospolita", oficjalnego dokumentu na razie jeszcze nie ma, samorządowcy mają pod nimi zbierać podpisy, a potem przekazać je do Sejmu. Bo to sejmowa Komisja Samorządu Terytorialnego pracuje nad Kartą, za przyzwoleniem rządu.

- Trwa nagonka na nauczycieli - komentuje wiceprezes ZNP Krzysztof Baszczyński. Wobec coraz liczniejszych zapowiedzi likwidacji szkół i wiszącą nad nauczycielami groźbą zwolnień, ZNP zapowiada protesty. - Za brak pieniędzy w oświacie nie można winić Karty nauczyciela!

Jednak związek, tak samo jak oświatowa "Solidarność" , deklarują że są gotowe do rozmów.

Takie rozmowy zapowiedział już rząd - tydzień temu na debacie, która odbyła się w "Gazecie Wyborczej" pt. "Komu przeszkadza Karta nauczyciela" wiceminister edukacji Maciej Jakubowski zaprosił do nich i samorządy i związkowców. Spotkania mają się zacząć w lipcu.

W środę 27. czerwca na posiedzeniu sejmowej komisji samorządowej pomysły samorządów mają być dyskutowane po raz pierwszy.

Marek Olszewski, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP:- To na razie garść naszych najpilniejszych oczekiwań. Te pomysły jesteśmy gotowi modyfikować. Tylko żeby już usiąść do poważnych rozmów na ten temat - mówi.

- Wysłuchamy stron i zdecydujemy, w jakim kierunku maja zmierzać zmiany - komentuje ostrożnie posłanka Ligia Krajewska (PO). Dziś pracuje w Komisji Samorządu Terytorialnego, w poprzedniej kadencji była szefową gabinetu politycznego MEN i rzeczniczką zmian w Karcie oraz wiceprzewodniczącą Rady Miejskiej Warszawy.

Jej zdaniem najważniejsze są zmiany w systemie awansu zawodowego nauczycieli i w systemie płac. - Mnóstwo ambitnych nauczycieli, za swoją pracę nie dostaje premii, bo samorządów na to nie stać. Tyle samo zarabiają, ci którym nie chce się wysilać. System płac musi być bardziej motywacyjny, a żeby taki był, trzeba go uelastycznić - mówi Krajewska.

O co chodzi samorządom?

Narzekają, że nie mogą kształtować własnej polityki edukacyjnej. Wysokość i kształt nauczycielskich pensji ustala MEN, ostatnio nauczyciele dostali podwyżki średnio o 50 proc. (w ciągu pięciu ostatnich lat). Rząd płaci gminom na edukację dzieci, ale w zależności od ich liczby. Tymczasem, liczba uczniów spada - w ciągu pięciu lat o około milion - a liczba nauczycieli nie maleje. Samorządy i tak dopłacają do utrzymania szkół. Szukają oszczędności, liczą że nauczycielom dołożą pracy, za to przerzedzą ich szeregi.

Do tej pory premier Donald Tusk mówił, że Karty zmieniać nie będzie, a MEN zapewniało, że żadne prace nad zmianami w Karcie się w resorcie nie toczą.

Co chcą zmienić samorządowcy w Karcie nauczyciela:

* Podział nauczycieli na tych prowadzących lekcje i pozostałych, czyli m.in. szkolnych psychologów i pedagogów. Dzisiaj wszyscy mają przywileje z Karty, po zmianach cieszyliby się nimi tylko przedmiotowcy.

* Za to musieliby prowadzić więcej lekcji w tygodniu.

Samorządowcy proponują do 18-godzinnego pensum dołożyć skromne dwie dodatkowe godziny. To plus dwie godziny na zajęcia wyrównawcze, które kilka lat temu dorzucił nauczycielom rząd, dałoby w sumie 22 godziny lekcji w tygodniu.

* Krótsze wakacje.

Teraz nauczyciele mają w sumie 70 dni urlopu, a mieliby mieć 52 dni w roku. Co by mieli robić w tym czasie w szkole? Samorządowcy nie precyzują.

* Tylko rok urlopu na poratowanie zdrowia oraz trudniejszy do niego dostęp.

Dzisiaj nauczyciel może wziąć urlop po 7 latach pracy. Może leczyć się w sumie przez trzy lata, pobierają przy tym pełną pensję (bez kilku dodatków), ale jednorazowo może go nie być w pracy tylko przez rok. Urlop daje lekarz rodzinny, wystarczy zmęczenie, żeby go dostać. Samorządowcy narzekają, że za dużo za te urlopy płacą. Chcą, aby nauczyciel stawał przed komisją lekarską, żeby była lista chorób, która by do urlopu uprawnia (jak przy rencie np.). I woleliby koszty utrzymania nauczyciela na urlopie przerzucić na ZUS.

* Dłuższy awans zawodowy.

Nauczycielska pensja zależy od stażu pracy oraz stopnia awansu zawodowego. Ale już po 10 latach pracy nauczyciel może osiągnąć najwyższy status i potem nie może już liczyć na podwyżkę. To demotywuje - narzekają dyrektorzy szkół. Samorządowcy wymyślili, aby najwyższy szczebel awansu był dla nauczyciela do osiągnięcia dopiero po 20 latach pracy.

* Pierwsza umowa nauczyciela ma być trzyletnim kontraktem.

* Szkoły można łączyć w zespoły.

Dzisiaj można tak łączyć jedynie szkoły z różnych poziomów edukacyjnych, np. gimnazja z podstawówkami; samorządy chcą łączyć podstawówki, licząc na oszczędności w administrowaniu.

* Każdą szkołę można przekazać stowarzyszeniu.

Dzisiaj można tak zrobić tylko z małą szkołą, do 70 uczniów. Większe trzeba najpierw zlikwidować, dać nauczycielom odprawy, dopiero potem może je przejąć stowarzyszenie.

* Samorządy nie będą wyrównywać nauczycielskich pensji do ustalonej przez MEN średniej.

Dzisiaj większość samorządów tak płaci nauczycielom, że ich pensje nie dochodzą do wyznaczonych przez MEN średnich, na koniec roku musi to wyrównać.

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA

http://wyborcza.pl/1,76842,11972536,Co_obetna_nauczycielom_.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza

Nauczyciele będą pracować więcej? MEN szykuje zmiany w Karcie nauczyciela

Aleksandra Pezda 2012-06-15, ostatnia aktualizacja 2012-06-15 10:23:24.0

MEN: Prywatyzacji szkół nie będzie. Ale będą poprawki w Karcie nauczyciela.

Rząd zmienia politykę wobec nauczycieli. Siada do rozmów z samorządowcami i związkowcami nad poprawkami do Karty nauczyciela. Tak zadeklarował wiceminister edukacji Maciej Jakubowski na debacie, która odbyła się w ''Gazecie'' w środę, pod hasłem: ''Komu przeszkadza Karta nauczyciela?''.

- Zaczynamy rozmowy - zapowiedział wiceminister.

Dlaczego to dziwi? Bo dotąd MEN na każde pytanie o Kartę nauczyciela odpowiadał, że nie pracuje nad Kartą. Choć premier Donald Tusk przyznał w lutym, że zmiany przygotowują posłowie - na wniosek samorządów.

Bo to samorządy na Kartę najbardziej narzekają. Wprawdzie pieniądze na utrzymanie szkół dostają z budżetu centralnego, ale wystarcza ich wyłącznie na nauczycielskie pensje, a ostatnio nawet i na to nie. Karta określa obowiązki nauczycieli, ich przywileje oraz zarobki. Samorządy widzą w niej zbyt duży balast dla swoich budżetów m.in. dlatego, że sztywne, ustalane centralnie zarobki nauczycieli nie pozwalają im kształtować własnej polityki zatrudnienia. Mogą dać nauczycielom tzw. dodatki motywacyjne za dobrą pracę. Efekt? Średnio dokładają po 30 zł miesięcznie.

W szkołach tymczasem demograficzny niż, uczniów ubyło w ciągu pięciu lat prawie milion. Rząd zaś płaci według liczby uczniów. Choć klasy są coraz mniej liczne, oddziałów tak szybko nie ubywa, więc i liczba nauczycieli nie spada. W tym samym czasie dostali podwyżki, które samorządom coraz trudniej sfinansować.

Karta blokuje też swobodną pracę szkół - nauczycielom gwarantuje na etat tylko 18 godzin lekcji w tygodniu (tzw. pensum) oraz dwie dodatkowe godziny na zajęcia wyrównawcze czy ze zdolnymi uczniami.

Wielu samorządowców marzy, żeby nauczycielom dorzucić godzin do pensum, zwiększyć ich obowiązki, za to przerzedzić ich szeregi. Nie mogą tego zrobić. Szukają więc innych sposobów na obejście Karty - na własną rękę i bez udziału MEN właściwie demontują Kartę nauczyciela. Masowo np. próbują oddawać szkoły stowarzyszeniom - bo te mogą zatrudniać nauczycieli według kodeksu pracy. Oczywiście, płacą wówczas mniej, a wymagają więcej (np. pracy w czasie wakacji). Już co dziesiąty spośród ok. 650 tys. nauczycieli pracuje na takim wolnym rynku.

Ze strachu przed zwolnieniami i przekształcaniem szkół nauczyciele wykorzystują inny przywilej z Karty: urlop na poratowanie zdrowia. To w sumie 3 lata (ciągiem maksymalnie rok), przysługują każdemu już po 7 latach pracy. Nie trzeba być bardzo chorym, wystarczy przemęczenie, Karta nie podaje listy chorób uprawniających do urlopu, jak to jest w przypadku np. renty. Liczba urlopów rośnie, oburzeni samorządowcy chcą je zlikwidować.

Samorządy wsparł ostatnio prof. Leszek Balcerowicz. W wywiadzie dla ''Rzeczpospolitej'' zaapelował o prywatyzację wszystkich szkół - podobnie jak przychodni zdrowia. - Szkołom i nauczycielom potrzebna jest konkurencja - powiedział. Mówił też, żeby Kartę nauczyciela zlikwidować.

Wiceminister Jakubowski na debacie jednak powiedział: - Nie będzie masowej prywatyzacji szkół. To by spowodowało rozwarstwienie wśród uczniów.

Czy nauczyciele nadal będą pracowali po 20 godzin w tygodniu?

- Trzeba inaczej zdefiniować czas pracy nauczycieli, zmienić system motywacyjny i uprościć system płac. Ale nie będzie rozwiązań doraźnych: nie zlikwidujemy nagle urlopów na poratowanie zdrowia, nie będzie deregulacji pensji i nie pozwolimy nauczycielom prowadzić po 40 lekcji w tygodniu - powiedział Jakubowski. Podkreślał jednak, że zmiany są konieczne.

W czwartek minister edukacji Krystyna Szumilas w radiowej Trójce potwierdziła: - Powinniśmy dojść do wspólnych rozwiązań z samorządami i związkami.

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA

http://wyborcza.pl/1,75478,11936630,Nauczyciele_beda_pracowac_wiecej__MEN_szykuje_zmiany.html

Nauczyciel do tablicy

Aleksandra Pezda 2012-06-18, ostatnia aktualizacja 2012-06-18 09:30:22.0

Ile i za ile pracuje polski nauczyciel? Wreszcie trzeba znaleźć odpowiedź na to pytanie. Inaczej nigdy nie wyjdziemy poza krzywdzące wszystkich stwierdzenie b. ministra edukacji: „Nauczyciele udają, że pracują, a my udajemy, że im za to płacimy”.

To zdanie padło w 1997 r. I kto by pomyślał, że minister Mirosław Handke chciał się tylko wytłumaczyć z podwyżek dla nauczycieli oraz zwrócić uwagę na to, że powinni więcej pracować, ale państwo powinno im też więcej płacić. Wyszło źle: nauczyciele się obrazili, mimo że dostali przy tym podwyżki. A ciężkie oskarżenie ministra zawisło nad ich zawodem i krzywdzi do dziś.

Wszystko jest w Karcie

Winny jest zapis w ustawie Karta nauczyciela, który dzieli pracę nauczycieli sztywno na dwie części: tę „przy tablicy”, czyli prowadzenie lekcji (tzw. pensum), i tę przez nikogo niekontrolowaną - na sprawdzanie prac, przygotowanie do zajęć, samokształcenie. Drugą część swojej pracy nauczyciele zwykli wykonywać w domu. Jedni sumiennie, inni nie, jak to ludzie. Pierwszą przyjęli jako jedyny warunek zatrudnienia: „Mam etat? To znaczy nie więcej niż 18 godz. w szkole, a od reszty pracodawcy wara!”. Dziś już nikt nie pamięta, czemu przy tablicy ma być 18 godz., a nie więcej albo mniej, ale każdą próbę przekroczenia tej granicy nauczyciele odbierają jako zamach na ich wolność i honor.

Odkąd więc rząd PO-PSL dorzucił im po dwie godziny w tygodniu na kółka zainteresowań i prace wyrównawcze dla uczniów, uparcie mówią na to „darmocha”.

Aż trudno uwierzyć, że dobrze wykształceni ludzie nie dostrzegają, że to tylko określenie drobnej części zadań z ich ustawowego 40-godzinnego tygodnia pracy.

Co zrobić z pensum?

Jak naprawdę pracują polscy nauczyciele? Czy wychodzą ze szkoły w południe i zajmują się już tylko wypoczynkiem? Czy naprawdę - jak powiedział kilka dni temu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” prof. Leszek Balcerowicz – „czas pracy polskich nauczycieli przy tablicy jest chyba najkrótszy na świecie”?

Podczas debaty ''Komu przeszkadza Karta nauczyciela?'' w ''Gazecie'' w ubiegłym tygodniu prysły oba te mity.

- Nauczyciele rzadko pracują tylko na pełnym etacie. Średnio mają po 2,5 godz. w tygodniu godzin nadliczbowych - wyliczył dr Mikołaj Herbst, ekonomista i specjalista ds. systemów edukacyjnych i ich finansowania z Uniwersytetu Warszawskiego.

Wychodzi więc na to, że nauczyciele pracują średnio 22,5 godz. w tygodniu, a nie wyłącznie 18, do czego zmusza ich pensum. - Skoro i tak pracują więcej, niż przewiduje pensum, nie może to być argument za tym, żeby pensum ocalić. Wręcz przeciwnie: to argument za tym, aby sprawę pensum zrewidować - mówił Herbst.

Nie mogli się z nim nie zgodzić nawet obecni na sali związkowcy ze Związku Nauczycielstwa Polskiego i „Solidarności”. Przecież z hasłem: „Nauczyciele i tak pracują więcej, niż jest w ustawie” co roku domagają się podwyżek. Czy teraz będą udowadniać, że nauczyciele jednak pracują mniej? Wątpliwe.

Porażki podwyżek

Oto dwa wyrywkowe przykłady:

* Monika, nauczycielka klas 1-3 w dolnośląskiej wsi: 14 lat pracy, etat plus godziny nadliczbowe w tygodniu, w sumie 25 godz. zajęć, dają jej 2,8 tys. zł na rękę miesięcznie (w tym dodatek wiejski i mieszkaniowy 360 zł). To za mało, żeby spokojnie utrzymać z mężem, nauczycielem akademickim, czteroosobową rodzinę. Ale Monice w tym kwartale udało się coś ekstra - dzięki unijnemu projektowi zdobyła dodatkowe 10 godz. w tygodniu (najczęściej w soboty), dorobiła więc w niespełna 3 miesiące ekstra 6,5 tys. zł.

* Wojtek, informatyk w Warszawie, także po kilkunastu latach pracy nie może sobie pozwolić na goły etat. Z półtora etatu w jednej szkole (jako informatyk oraz administrator sieci), a ćwiartki w trzeciej wyciąga miesięcznie 3,4 tys. zł. To go raczej nie sytuuje w szeregu zamożnych warszawiaków.

Gdyby ich etaty wynosiły nie 18, ale pełne 40 godz., obojgu by nie starczyło czasu na dodatkowe umowy.

Co z tym zrobić? Jedyną radą są - utrzymują związki zawodowe - kolejne podwyżki.

Jednak jak wskazuje doświadczenie, podwyżki kosztują budżet krocie, ale nie są przez nauczycieli zauważane. Rząd PO-PSL wydał na podwyżki dla nauczycieli 18 mld zł, a nauczyciele dostali do tysiąca złotych brutto (stażyści zamiast tysiąca zarabiają dwa).

Prof. Balcerowicz nazwał system wynagradzania nauczycieli „urawniłowką”. I miał w tym rację. Jest nawet gorzej, bo przestarzałe zasady nakazują lepiej płacić nauczycielom pracującym w większym komforcie: na wsi, w mniejszych szkołach, z mniej licznymi klasami i dziś już lepiej ułożoną młodzieżą. Bez zważania na to, że koszy utrzymania w mieście są znacznie wyższe.

Nauczyciele dostają, poza „dodatkiem wiejskim”, mniej więcej po równo, w zależności od stażu pracy. W ten sposób mimo kilkakrotnych podwyżek system ma nadal te same wady, które wypunktował kilkanaście lat temu Handke - państwo płaci nauczycielom mało i przymyka oko na to, że mało pracują, w nadziei, że gdzieś sobie na boku dorobią i będzie spokój.

Deregulacji nie będzie

Tymczasem spokoju nie ma. Spada liczba uczniów - o milion w ciągu pięciu lat! - a samorządy przyciśnięte skąpymi budżetami zaczynają w edukacji szukać oszczędności. Będą likwidacje szkół, będą też zwolnienia. Albo praca na gołym etacie, bo na nauczycielskie nadgodziny i drugie etaty zabraknie uczniów oraz klas.

Ponad trzy lata temu ówczesny szef doradców premiera Michał Boni obiecał, że rząd w końcu zbada, ile pracuje polski nauczyciel. Nie po to, aby mu dołożyć roboty, ale żeby go realnie zatrudniać i realnie mu płacić.

Badanie zostało zlecone - za unijne pieniądze wykonuje je Instytut Badań Edukacyjnych w Warszawie.

Końca jednak nie widać. Minister poprzedniej kadencji Katarzyna Hall obiecała wyniki na wiosnę tego roku. Jest czerwiec, dziś IBE podaje, że ankiety ciągle jeszcze trwają, wyniki będą w przyszłym roku, a cały raport - w czerwcu, również w przyszłym roku.

Nieoficjalnie mówi się, że w ankietach nauczyciele podają tak wysoką liczbę godzin pracy, że właściwie należałoby uznać, że każdy z nich pracuje na kilka etatów. Nic dziwnego: podobnych efektów po takich ankietach doczekali się Austriacy, którzy też badali czas pracy swoich nauczycieli, żeby ich wreszcie uczciwie zatrudnić. Żadnych zmian nie udało im się po tym wprowadzić - nauczyciele skrupulatnie wpisywali do dzienniczków każdą przeczytaną książkę; wiadomo przecież, że lektura to też część ich warsztatu pracy.

Z tym samym problemem spróbowali sobie poradzić Szwedzi: mimo oporu silnych związków zawodowych zderegulowali zawód nauczyciela, uwolnili i czas pracy, i pensje oraz pozostawili je do dyspozycji samorządom. Dyrektor szkoły umawia się z nauczycielem, ile godzin w danym roku będzie pracował „przy tablicy”, ile przeznaczy na działania wychowawcze, a ile np. na wycieczki.

Efekt? Najpierw wzrost motywacji u nauczycieli, potem spadek wyników uczniów.

Podczas debaty w „Gazecie” wiceminister edukacji Maciej Jakubowski podał przykład Szwecji jako przestrogę. - Wobec tego nie będziemy deregulować zawodu nauczyciela - oświadczył.

Pracy i płacy

Co jeszcze można zrobić, żeby dobrze i sprawiedliwie płacić nauczycielom, skoro wiemy, że od nich w dużym stopniu i naprawdę zależy przyszłość nie tylko edukacyjna, ale też sukces życiowy całego społeczeństwa?

- Nie godzę się na to, aby najlepiej wykształceni mieszkańcy mojego miasta z dnia na dzień stali się bezrobotnymi - przyznała szczerze podczas debaty w „Gazecie” Ewa Kamińska, wiceprezydent Gdańska. Powinna zamknąć 25 szkół w „starych” dzielnicach miasta. Nie chce - jak mówi - robić tam pustyni intelektualnej. - Dlatego szkoły muszą się zmienić, muszą znaleźć zajęcie dla swoich nauczycieli. Nauczyciel nie ma wyłącznie prowadzić lekcji, częścią jego pracy są działania wychowawcze i opiekuńcze - mówi wiceprezydent Kamińska.

I chce płacić nauczycielom za całość tych zadań, a nie tylko za tę część „przy tablicy”. Część gdańskich szkół właśnie główkuje, jak to osiągnąć - już w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy, bez wydzielania sztywnego pensum. Jak nauczyciele będą mieli za to płacone? W obecnych warunkach - musieliby dostać według ministerialnych tabelek, co spowodowałoby realny spadek zarobków, bo będzie mniej okazji do dorabiania. A są też samorządowcy, którzy zdesperowani każą nauczycielom odsiedzieć w szkole 40 godz. w tygodniu. Podczas naszej debaty nauczycielka mówiła: - Siedzimy bez uczniów i wymyślamy sobie zadania!

Z drugiej strony jednak inne określenie nauczycielskiego etatu spowoduje jego urealnienie. Teraz samorządy płacą nadgodziny, dodatkowe połówki i ćwiartki etatów nauczycielom, którzy traktują 18 godzin pensum jako całość swojej pracy.

W takiej sytuacji ma rację Paweł Huelle, który w „Gazecie” odparował prof. Balcerowiczowi: „Przeciętna polska nauczycielka - bardzo ciężko pracująca, po wielu latach pracy, staży, szkoleń - dostaje na rękę maksymalnie 2400 złotych. Mnie jest wstyd. Wstyd za państwo polskie, które nie potrafiło do tej pory skutecznie postawić na edukację”.

Mają też jednak rację samorządowcy, którzy domagają się uwolnienia nauczycielskich pensji, żeby płacić zadaniowo, ale pensje różnicować ze względu na liczbę zadań. Mają ją również oświatowi związkowcy, którzy nie wierzą w dobre serce każdego samorządu i widzą groźbę oszczędzania na nauczycielskich pensjach oraz etatach.

Czas najwyższy, żeby w ten spór wszedł wreszcie rząd i nie zostawiał nauczycieli na pastwę samorządów, a samorządów na pastwę nauczycieli.

Czas urealnić nauczycielskie pensje oraz czas ich pracy. Nie po to, żeby na nauczycielach oszczędzić, ale po to, żeby od nich wymagać godnej pracy i godnie za nią płacić.

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA

http://wyborcza.pl/1,75478,11954648,Nauczyciel_do_tablicy.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza

Paweł Huelle do Balcerowicza: Uwziął się pan na nauczycieli. Nigdy Panu nie wybaczę

red. 2012-06-15, ostatnia aktualizacja 2012-06-15 15:33:15.0

- Czemu uwziął się Pan na nauczycieli? Czy zdaje Pan sobie sprawę, że przeciętna polska nauczycielka - bardzo ciężko pracująca, po wielu latach pracy, staży, szkoleń - dostaje na rękę maksymalnie dwa tysiące czterysta złotych? I nie jest Panu za to wstyd? Bo mnie - jest wstyd. Wstyd za państwo polskie, które nie potrafiło do tej pory skutecznie postawić na edukację - pisze w liście otwartym do Leszka Balcerowicza Paweł Huelle - pisarz, kiedyś nauczyciel.

Szanowny i Drogi Panie!

Dotknął Pan sedna sprawy - debaty na temat edukacji w naszym kraju. Jeżeli zajmuję głos w tej sprawie - mam do tego co najmniej równe prawo jak Pan - prawie piętnaście lat pracowałem w systemie oświaty - od szkoły podstawowej, poprzez liceum i szkołę zawodową, wreszcie w dwóch szkołach wyższych - Akademii Medycznej w Gdańsku, oraz w Uniwersytecie Gdańskim.

Bardzo lubiłem mój zawód nauczyciela, spełniałem się w nim - w sensie zarówno ambicjonalnym, jak emocjonalnym. Odszedłem, ponieważ nie mogłem z jednej, uczciwie zapracowanej pensji - utrzymać rosnących kosztów utrzymania rodziny. Musiałem - jak wielu moich kolegów po fachu - bez przerwy dorabiać, by starczyło do pierwszego. Większość z nich dawała korepetycje. Ja miałem to szczęście, że dochody z mojej pracy literackiej - w pewnym okresie - stanowiły główną pozycję budżetu domowego.

Zapewniam Pana, że nie żyliśmy ani rozrzutnie, ani na kredyt. Nie byliśmy - jak Pan to lubi ujmować - roszczeniowcami. Nie miałem w tym czasie ani własnego samochodu, ani mieszkania. Przy rodzicach: w jednym pokoju o powierzchni niespełna 20 metrów, z żoną i dzieckiem. Prace moich uczniów poprawiałem nocą, w kuchni, gdy wszyscy już w domu spali, także wszelkie obowiązkowe sprawozdania - których z roku na rok przybywało - pisałem w tejże kuchni, nieraz do świtu. Moje powieści i opowiadania były w tym czasie dodatkiem do tej pracy - też nocnym, powiedzmy - hobbystycznym.

Tak, miałem w ramach etatu owych osławionych osiemnaście godzin w tygodniu. Ale - czy Pan zdaje sobie sprawę, że do tych osiemnastu godzin dydaktycznych - dochodziło co najmniej drugie tyle - na poprawianie klasówek i wypracowań. Na spotkania z rodzicami. Na pisanie obowiązkowych projektów lekcji. Popołudniowe rady pedagogiczne. Pracę ze szkolnym psychologiem - w sprawie tak zwanych trudnych uczniów. Tej pracy nikt nigdy nie wliczał do etatu: była oczywistością w szkolnej przestrzeni, ale każdy mógł - jak Pan obecnie - powiedzieć, że nauczyciel za mało pracuje na swoje wynagrodzenie.

To oburzające: Was, ekonomistów, nikt nigdy nie rozlicza ze skutków waszych mylnych prognoz, z milionowych dopłat do banków, z zaprzepaszczonych funduszy, z nieudanych inwestycji. Jesteście właściwie jak szlachta w dawnej - pierwszej Rzeczypospolitej - ponad prawem. Stanowicie elitę. Dobrze - stanowcie, - ale dlaczego Pan - jako przedstawiciel tej elity - uparł się akurat krytykować nauczycieli?

Mój pradziadek Tadeusz Fiedler był profesorem Politechniki Lwowskiej. I dwukrotnie obranym rektorem tej uczelni. Jego pobory - jeszcze w czasach CK Austrii - starczyły w zupełności na w miarę średnie, zamożne życie. Nie musiał brać tak zwanych fuch, zleceń. Jeśli dokonywał jakichś ekspertyz - np. dla przemysłu naftowego - to dlatego, że się tym interesował, że zależało mu na rozwoju przemysłu krajowego, bo się na tym znał. Nauczyciel w Drugiej Rzeczypospolitej - czy to w szkole podstawowej, czy w średniej (nie mówiąc o wyższej) zarabiał tyle, że mógł ze swojej pensji utrzymać czteroosobową rodzinę z jednej pensji.

Dziś obowiązuje inny model wymuszony przez rzeczywistość ekonomiczną. Etat nauczyciela to - rzecz jasna - podstawa, - ale trzeba mieć jeszcze dwa, trzy miejsca - żeby dorobić. W związku z czym mamy taką sytuację, jak na wielu polskich uczelniach: Etat podstawowy to kotwica, reszta to suma rozmaitych zleceń, dodatkowych prac, drugich i trzecich etatów.

Czy uważa Pan to za słuszne? Dobre dla polskiej nauki? Edukacji? Szkolnictwa? Ile - Pańskim zdaniem - powinien zarabiać nauczyciel szkoły średniej, żeby całkowicie oddał się swojej pracy i żeby - nie musiał być domokrążcą korepetycji? I żeby jego prestiż - tak jest - prestiż - bo nauczyciel państwowy powinien mieć prestiż - nie był spostponowany?

Mam do Pana ogromny szacunek - jak wiele milionów Polaków - którzy przeszli swoje Morze Czerwone dzięki Pana bardzo odważnym reformom i - na tym skorzystali. Ale jeśli chce Pan prywatyzować oświatę publiczną - trzeba powiedzieć - nie. Najlepsze, doskonałe osiągnięcia tej strefy zawsze wiązały się z przestrzenią publiczną. Począwszy od Szymona Konarskiego, czy Szkoły Rycerskiej. Skończywszy na najznakomitszych szkołach publicznych II Rzeczypospolitej.

Oboje moi rodzice - z bardzo różnych rodzin - rozpoczęli edukację w przedwojennej Polsce - przerwaną wojną i okupacją. To, czego zdążyli się nauczyć przed wojną, starczyło im na wiele lat powojennych. Ale właśnie dlatego: nauczyciele byli zaufanymi mężami państwa polskiego, byli na bardzo wysokim poziomie, nikt - tak jak Pan teraz - nie wymawiał im - drobnych w istocie przywilejów. Nikt - tak jak Pan teraz nie podważał ich kompetencji i nie usiłował wyciągać z ich kieszeni pieniędzy, które godnie zarabiali. Czemu uwziął się Pan na nauczycieli?

Czy zdaje Pan sobie sprawę, że przeciętna polska nauczycielka - bardzo ciężko pracująca, po wielu latach pracy, staży, szkoleń - dostaje na rękę maksymalnie dwa tysiące czterysta złotych? I nie jest Panu za to wstyd? Bo mnie - jest wstyd. Wstyd za państwo polskie, które nie potrafiło do tej pory skutecznie postawić na edukację. Ile otrzymuje - byle idiota -poseł? Taki - bierny, mierny, ale wierny? Niech Pan to zważy w swoim sumieniu, doprawdy, niech Pan to rozważy sprawiedliwie - niczym Sokrates, a potem dopiero niech Pan się zabiera za reformę stanu nauczycielskiego.

I jeszcze jedno: obecny niż demograficzny powoduje redukcję etatów w szkołach. Zawsze uważałem, że im mniejsza klasa, im mniej uczniów - tym lepsze efekty nauczania. To jest podstawa procesu nauczania - indywidualne kontakty z uczniem, możliwość osobistego kontaktu, korekt, pracy indywidualnej. Ale państwo polskie tego nie rozumie. Skoro jest mniej uczniów komasuje ich w dużych zespołach, zwalnia „zbędnych” nauczycieli, zmniejsza sumę wydawaną na jednego ucznia. No bo można zaoszczędzić. Czemu nie? Dlaczego - Szanowny Panie Leszku - nie możemy oszczędzać w innych dziedzinach? Jest tyle możliwości!

Pan, jako wybitny ekonomista mógłby zaproponować sporą, realną listę. Ale uwziął się pan na nauczycieli. Tego - jako były - wieloletni - pracujący za grosze nauczyciel - nigdy Panu nie wybaczę. Nie bije się słabszych. Nie wypada. Naprawdę - nie wypada.

Paweł Huelle, pisarz. Były wieloletni nauczyciel, wiceprezes PEN Clubu

Co powiedział Leszek Balcerowicz?

Były minister finansów i były prezes Narodowego Banku Polskiego prof. Leszek Balcerowicz kilka dni temu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” skrytykował Kartę nauczyciela. „Karta nauczyciela jest jaskrawym przykładem przywileju jednej grupy zawodowej, który nie daje żadnych korzyści tym, dla których system edukacji został stworzony, czyli uczniom i rodzicom” - mówił Balcerowicz w wywiadzie. Nauczycieli nazwał „grupą roszczeniową”, uważa że za mało pracują, że „czas pracy nauczycieli przy tablicy jest chyba najkrótszy na świecie” (nauczyciele pracują przy tablicy 18 godz., z reszty 40-godzinnego tygodnia pracy nikt ich nie rozlicza).

Jego zdaniem związki zawodowe pomagają nauczycielom podtrzymać status quo w obawie przed konkurencją. A konkurencją miałyby stanowić szkoły prywatne i społeczne mówi Balcerowicz i proponuje outsourcing usług edukacyjnych, jak w przypadku ochrony zdrowia. - Zakłada się że reguły socjalizmu, czyli preferowania własności publicznej nie sprawdziły się np. przy produkcji cegieł, ale są dobre przy do świadczenia usług edukacyjnych, Skąd przekonanie, że nie mogą uch świadczyć podmioty prywatne?

Więcej: Balcerowicz: zlikwidować Kartę nauczyciela

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA

http://wyborcza.pl/1,75515,11941642,Pawel_Huelle_do_Balcerowicza__Uwzial_sie_pan_na_nauczycieli_.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza

Balcerowicz: zlikwidować Kartę nauczyciela

Aleksandra Pezda 2012-06-11, ostatnia aktualizacja 2012-06-11 15:38:04.0

Przywileje nauczycieli nie dają korzyści uczniom i ich rodzicom - uważa prof. Leszek Balcerowicz. Nawołuje, aby rząd pozwolił samorządom ustawiać nauczycielskie pensji i godziny pracy. Związkowcy oświatowi protestują: - Spadnie jakość nauczania.

Były minister finansów i były prezes Narodowego Banku Polskiego prof. Leszek Balcerowicz krytykuje Kartę nauczyciela w dzisiejszym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. „Karta nauczyciela jest jaskrawym przykładem przywileju jednej grupy zawodowej, który nie daje żadnych korzyści tym, dla których system edukacji został stworzony, czyli uczniom i rodzicom” - mówi Balcerowicz w wywiadzie. Nauczycieli nazywa „grupą roszczeniową”, uważa że za mało pracują, że „czas pracy nauczycieli przy tablicy jest chyba najkrótszy na świecie” (nauczyciele pracują przy tablicy 18 godz., z reszty 40-godzinnego tygodnia pracy nikt ich nie rozlicza).

Jego zdaniem związki zawodowe pomagają nauczycielom podtrzymać status quo w obawie przed konkurencją. A konkurencją miałyby stanowić szkoły prywatne i społeczne mówi Balcerowicz i proponuje outsourcing usług edukacyjnych, jak w przypadku ochrony zdrowia. - Zakłada się że reguły socjalizmu, czyli preferowania własności publicznej nie sprawdziły się np. przy produkcji cegieł, ale są dobre przy do świadczenia . usług edukacyjnych, Skąd przekonanie, że nie mogą uch świadczyć podmioty prywatne?

Balcerowicz ubolewa, że uczniów z powodu niżu demograficznego ubywa, a liczba nauczycieli pozostaje od lat na tym samym poziomie - więc na szkoły państwo wydaje pieniądze nieracjonalnie. „Do tego rząd od paru lat daje nauczycielom podwyżki nawet nie próbujący ich połączyć z reformą, która podniosłaby jakość kształcenia” - mówi. W związku z tym system płac nauczycieli (ustalany centralnie, według stażu pracy i poziomu awansu zawodowego) nazywa „socjalistyczną urawniłowką”, która nie motywuje do pracy a „traci na tym jakość edukacji, czyli uczniowie”.

Zdaniem prof. Balcerowicza, samorządy powinny naciskać na rząd aby dał im więcej swobody i pozwolił na własną rękę kształtować pensje i godziny pracy nauczycieli. Po to, aby „wydawać mniej pieniędzy bez utraty jakości oferowanych usług”.

Sławomir Broniarz, prezes największego oświatowego związku zawodowego ZNP zaprotestował:- Karta szkodzi jakości edukacji - a gdzie argumenty? Prof. Balcerowicz proponuje rozmawiać o szkole wyłącznie z krótkiej perspektywy ekonomicznego kryzysu i ratowania finansów publicznych. To groźne. Rentowności szkoły nie określają bieżące wydatki, tylko zysk jaki z tego ma społeczeństwo w przyszłości, edukując swoje dzieci. Nie możemy ratować dnia dzisiejszego kosztem przyszłych pokoleń.

Podobnie wypowiada się o wywiadzie Balcerowicza Halina Krupińska z oświatowej „Solidarności”:

- Państwo nie powinno się zrzekać odpowiedzialności za oświatę - mówi. - Szkoła to nie zakład produkcyjny ani bank, nie liczą się tylko pieniądze. Nie takie to proste. Chcemy zmieniać warunki pracy nauczycieli, chcemy żeby zostawali w szkole również po lekcjach i tam się przygotowali do następnych albo sprawdzali klasówki? Proszę bardzo. Ale najpierw rozejrzyjmy się: w szkołach nie ma na to miejsca, po prostu fizycznie nie ma miejsca. Chcemy żeby nauczyciele więcej pracowali, ale żeby ich mniej zatrudniać, bo to by było bardziej rentowne? Rozumiem, to naturalna skłonność speca od finansów. To, proszę bardzo - wyrzućmy z pracy te 50-letnie kobiety-nauczycielki, bo zarabiają więcej niż początkujący stażyści. Tylko że skażemy je na bezrobocie. To będzie rzeczywiście dla państwa zysk?

I Broniarz i Krupińska przypominają, że związki czekają na rozmowy na temat godzin pracy nauczycieli:- Rząd nie dał na razie propozycji, parlament nie ma ochoty o tym rozmawiać. Czekamy na wyniki badań o czasie pracy, zleconych przez MEN. Wtedy będziemy rozmawiać, czy naprawdę nauczyciele pracują mało czy dużo - mówi Broniarz.

http://wyborcza.pl/1,75478,11909568,Balcerowicz__zlikwidowac_Karte_nauczyciela.html